środa, 9 września 2015

(Recenzja) Piotr Milewski - Dzienniki japońskie. Zapiski z roku królika i roku konia

Wydawać by się mogło, że książka napisana przez naszego rodaka, który odwiedził z bardzo skromnym budżetem Japonię, przemierzając ją wzdłuż i wszerz, spotykając po drodze siłą rzeczy mnóstwo ciekawych osób musi być hitem i lekturą, która wciągnie nas od pierwszej do ostatniej strony. Niestety jak się okazało nawet wszystkie te elementy to za mało, żeby w pełni uszczęśliwić czytelnika.






Podczas lektury "Dzienników japońskich" Piotra Milewskiego zastanawiałem się czy czasem aby nie nastąpił u mnie przesyt lektur o Kraju Kwitnącej Wiśni, które w ostatnich miesiącach (tudzież latach) przyswoiłem. Myśl taka przeszła mi przez głowę z tego względu, że mniej więcej od połowy książki nieco się przy niej nudziłem, będąc już myślami przy następnej w kolejności powieści, którą mam załadowaną na swoim czytniku. Przyznacie, że nie tak powinna wyglądać lektura. Zamiast skupiać się na tym co obecnie, wybiega się już w przyszłość. Niestety jednak czegoś mi w książce Milewskiego zabrakło stąd takie a nie inne podejście do sprawy.

Zapowiadało się naprawdę nieźle. Opisujący swoje przygody Polak, który wyjeżdża do Japonii, posiadając bardzo skromny budżet, zmuszający go niekiedy do życia bezdomnego. Będąc tak blisko kraju, mając możliwość dostrzeżenia rzeczy, których nie widać z hotelowych pokoi czy wycieczek organizowanych przez biura podróży liczyłem na to, że będzie to lektura ekscytująca. Tymczasem dostałem połączenie dziennika z...przewodnikiem turystycznym. Ten pierwszy jest zresztą nieco chaotyczny i naciągany. Chaotyczny, gdyż autor bez trudu i żadnego wyjaśnienia porzuca dość ważne wątki jak choćby znalezienie pracy w jednej z gazet (Milewski napisał w końcu ten obiecany artykuł?), a naciągany gdyż wydanie książki odbyło się kilkanaście lat po tym jak autor w Japonii gościł. Jak na dziennik, autor przytacza też bardzo mało faktów o sobie. Niewiele o nim wiemy przez co ciężko jest się nam w jakiś sposób z nim zżyć. Drugi element, czyli „podręcznikowość”, jest z kolei mocno irytująca. Wydaje mi się, że autor ma pewne trudności z oddaniem piękna (lub brzydoty) odwiedzanych miejsc i ciężko jest mu o nich opowiadać. Sprawia to, że fragmenty traktujące o zabytkach czy miejscach szczególnie interesujących są jak żywcem wyjęte z przewodników turystycznych, a te rzadko kiedy są wciągającą lekturą samą w sobie. Niestety zamiast sprawiać, że czytelnik zainteresuje się danym miejscem, to ma on poczucie pewnego znużenia - przynajmniej ja tak miałem.

Zdecydowanie lepiej (co jest największa zaletą tej książki) autor radzi sobie z prezentacją relacji z napotkanymi po drodze ludźmi, pochodzącymi z różnych krajów (nie tylko Japonii). Bez trudu można odczuć, że zżywa się on z nimi i emocje, które opisuje przenoszą się na czytelnika. Przytoczone rozmowy i fakty są najbardziej interesującym momentem tej książki.

Po lekturze "Dzienników japońskich" mam poczucie ogromnego niedosytu. Pomysł, choć może nie bardzo oryginalny to jednak niezwykle intrygujący, natomiast sporo zabrakło w wykonaniu. Przez to książka, która mogła być lekturą elektryzującą, przynoszącą nowe informacje i rzucające nowe światło na azjatycki kraj, szybko zaczyna nudzić i sprawia, że nie potrafimy przebyć tej zapewne bardzo ciekawej wycieczki wraz z jej autorem. Lekkie pióro, szczerość w prezentowaniu swoich emocji, okraszenie humorem i interesujący pomysł okazał się być niewystarczający. Czy kogoś "Dziennik" może zainspirować do podobnej podróży? Tego nie wiem, ale oddać trzeba, że Milewski pokazał, że jak się chce to można.

Można też przeczytać tę książkę, ale nie jest to w moim przekonaniu lektura, która wejdzie do kanonu książek o Japonii. Tych na naszym rynku jest dużo i wśród nich znajdziemy kilka dużo ciekawszych. Jeśli natomiast wszystkie z nich już znacie lub zaintrygował was sam pomysł autora na tę pozycję to po nią sięgnijcie. Być może do Was trafi ona bardziej.

Ps. ogromna szkoda, że w książce nie znalazło się miejsce na żadne zdjęcie, jest tak mało zdjęć (pomijając ich jakość), które byłyby z pewnością fajnym uzupełnieniem tekstu i dziennika samego w sobie.

Zajawka książki (22 strony) dostępna jest TUTAJ.

                                                                                                                    @jaroslaw_d

Dzienniki japońskie. Zapiski z roku królika i roku konia

Autor: Piotr Milewski
Oprawa: miękka
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Znak literanova


2 komentarze:

  1. Jakiś czas temu wygrałam tę książkę w formie drukowanej, ale nie mogę się zabrać za czytanie. A zdjęcia jakieś w środku są, ale jak dla mnie za mało osobiste, takie kolejne kopiuj-wklej. Jak z samą książką... jeszcze zobaczę, kiedyś, jak zmotywuję się do czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście kilka zdjęć jest (na końcu nie w środku). Ja mam wersję elektroniczną i chyba czytnik źle ja zaczytał, bo przy lekturze gdzieś mi one umknęły. Jednak jak napisałaś ich jakość pozostawia wiele do życzenia a...szkoda.

      Usuń