środa, 25 lutego 2015

(Info) "Gdzie dusza idzie do raju", czyli o Japońskich górach w "npm"

Jakiś czas temu na profilu FB, wrzucałem info o artykule, który pojawił się w najnowszym numerze magazynu o turystyce górskiej "nmp". Dziś trochę więcej, tj. delikatna zajawka.











Tekst pojawił się na stronie internetowej magazynu, natomiast ja gorąco namawiam do zakupu czasopisma. Na stronie tekst ten jest dłuższy, ale nie chcę psuć Wam zabawy i możliwości zapoznania się z nim w wersji papierowej ;)

Wczesna wiosna była szara, bura i absolutnie nie zachęcała do jakichkolwiek bliskich wypraw. Snując się po Facebooku i stronach z tanimi lotami, człowiek szukał jakiegoś celu w życiu. I wtedy właśnie nadeszła wiadomość od Piotrka: – Przyjęli mnie na zawody w Japonii. Jedziemy?
Zawody okazały się biegiem na ultradystansie 160 kilometrów dookoła świętej góry Fuji. A Piotrek to nie kto inny, jak Piotr Hercog, nasz czołowy biegacz górski, który szukając ambitnych celów, znalazł cykl Ultra Tour World Tour, a w jego ramach właśnie zawody w Japonii – Ultra Trail Mt. Fuji. Decyzja została podjęta właściwie w jednej chwili. W Japonii nas jeszcze nie było. Fuji brzmiało magicznie przyciągająco; kwestia rywalizacji sportowej mocno mobilizowała Piotrka, ja z kolei tradycyjnie miałem zajmować się suportem, czyli wsparciem zawodnika na trasie. 
Wygląd lotniska w Tokio w niczym nie odbiegał od wyglądu innych lotnisk na świecie. Zderzenie z japońską rzeczywistością przeżyliśmy, gdy wysiedliśmy na stacji metra Shinjuku, na którą zawiózł nas pociąg z lotniska. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jest to największa stacja podziemnej kolejki, na której codziennie wsiada i wysiada pół miliona pasażerów! Krzyżuje się tam niezliczona ilość linii metra, kolei, tramwajów i nie wiadomo jeszcze czego. Miliony podobnych do siebie Japończyków i Japonek biegną skądś dokądś. Wydawało się nam, że nie mamy najmniejszych szans na odnalezienie pociągu, który miał nas zawieźć pod Fuji. Krążyliśmy jak widma po tej stacji, przepychając się w tłumie, chodząc od kasy do informacji i od informacji do kasy, żeby najpierw się dowiedzieć, jak dojechać, potem jak kupić bilet, na końcu wreszcie – jak trafić na peron. Wszyscy byli oczywiście bardzo mili, kiwali głowami, uśmiechali się, ale zanim zrozumieliśmy, co do nas mówią, używając lokalnych nazw pociągów – chwilę to trwało. 
W końcu się udało. Do stacji FujiSan dojechaliśmy ostatnim możliwym pociągiem. Teraz tylko znaleźć nocleg i gotowe… 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz