wtorek, 6 sierpnia 2013

(Recenzja) Coś na progu #7

Wakacyjny relaks na plaży umilała mi lektura powieści Neil’a Gaimana – Gwiezdny pył, na przemian z najnowszą odsłoną „Cosia”. Przyznać muszę, że zarówno jedno jak i drugie wydawnictwo przyniosło ze sobą wiele radości z czytania. Innym razem o produkcji angielskiego pisarza i świetnego, komiksowego scenarzysty. Dziś kilka zdań na temat siódmego Coś na progu.








Reklamowany przez autorów, jako pierwszy w Polsce magazyn weird fiction "Coś" zmienił się ostatnio i jest to na pewno zmiana na lepsze. Więcej stron (aż 136) i większa ich ilość w kolorze, a do tego jeszcze cosplayowa rozkładówka (!). Co ciekawe całość została po starej, zdecydowanie niewygórowanej cenie 9,90zl. Dodając do tego jeszcze zawartość śmiało można stwierdzić, że warto.

Dla mnie magnesem do zakupu było (poza choćby Tequillą, której dalsze losy chciałem poznać) nazwisko Rafała Szłapy, który wykonał do magazynu komiks. Szkoda, że są to tylko cztery strony, bo chciałoby się czytać więcej, ale liczę na to, że nie była to tylko jednorazowa akcja i prace Rafała zagoszczą w „Cosiu” na stałe. Nie jest to zresztą jedyny przedstawiciel komiksowa w magazynie. Wewnątrz nie mogło zabraknąć miejsca dla Kasi Babis i jej Tequili, której uniwersum rozrasta się z każdym dniem. Poprzednio pisałem o tym, że niewiele dowiedzieliśmy się z pierwszego epizodu o całej historii. W części drugiej akcja powoli przyśpiesza, ale żeby w pełni nacieszyć się nią samą i przygodami, które są stają jej udziałem przyjdzie nam chyba poczekać do wydania pełnego albumu. Te kilka stron to zdecydowanie za mało by w pełni zaprezentować walory Tequ... tzn. artystów ;)



Choć komiksowe shorty nie są tym za czym specjalnie przepadam tak w „Cosiu” jest jeden, który zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Krzysztof Chalik na zaledwie dwóch stronach pokazał ciekawą „historię” o pięknej blondynce, która tak naprawdę jest androidem. Zaledwie dziesięć kadrów, ale naprawdę udanych. Pozostając jeszcze w komiksowej konwencji, Coś na progu daje nam - poza wspomnianą wyżej rozkładówką - także i dwa pin-upy z bohaterką komiksu przygotowywanego przez Kasię Babis oraz artykuł przedstawiający twórczość Ricka Remendera (chętnie przeczytałbym XXXombies, a że jest to dostępne choćby w Atomie to zapewne wkrótce znajdzie się ona w mojej kolekcji.

Komiksy w „Cosiu” to jedno, ale głównym tematem numeru jest cyberpunk. I to artykuły poruszające ten wątek zajmują w nim najwięcej miejsca. Przeczytamy m.in. o filmie Tron, zapoznamy się z twórczością Wiliama Gibsona, a także dowiemy się jak cyberpunk kształtował… modę (!). Ze względu na osobiste preferencje dla mnie najciekawszymi okazały się strony z artykułem o bohaterze z dzieciństwa Robocopie, twórczości Japończyka, autora GITS Momoru Oshii oraz o filmie Tetsuo – Iron Man w reżyserii Shinya Tsukumoto. Wykorzystane w tym filmie przez reżysera z Kraju Kwitnącej Wiśni pomysły, przekraczają niekiedy granicę absurdu i dlatego właśnie to trzeba zobaczyć.



Zdecydowana większość tekstów jest naprawdę udana i ciekawa, z jednym zastrzeżeniem. Ich autorzy bardzo często „spolerują” i to w bardzo znaczący sposób. Zdaje sobie sprawę, że wiele opisywanych tytułów jest powszechnie znana, ale mimo wszystko, aż tak obszerne zdradzanie fabuły czy nawet zakończenia może zepsuć komuś zabawę. Panowie redaktorzy proszę pamiętajcie o tych, którzy do danego obrazu sięgną dopiero po lekturze Waszego magazynu. Ja sam musiałem kilkukrotnie omijać akapity, aby nie dowiedzieć się za dużo na temat scenariusza filmu, po który mam zamiar sięgnąć.

W dalszej części numeru dostajemy kilka opowiadań. Bardzo dobre Marcina Przybyłka Żołnierz (dodatkowo jeszcze wywiad z autorem), tajemnicze H.G. Wellsa Furtka w murze oraz wstrząsające Zew triumfalny Pawła Iwanina. Twórca naprawdę puścił wodzę fantazji i stworzył obraz, który na długo zapada w pamięć. Obraz zboczeń i perwersji, do których zdolny jest człowiek w poszukiwaniu zaspokojenia swoich seksualnych żądz. Opowiadanie to zdecydowanie przeznaczone jest dla dorosłego czytelnika, dlatego nie może dziwić ostrzeżenie na okładce, że czasopismo przeznaczone jest dla osób powyżej 18 roku życia. 



Ostatnia część gazety to spora ilość artykułów m.in. o „pojedynku” dwóch największych detektywów w historii literatury (postaci stworzone przez Doyle’a i Christie), historia skradzionego obrazu van Eycka i druga część polowania na Zodiaka. Poza tym kilka stron przeznaczonych na strefę gier i udowodnienie, że nawet w świecie Star Wars można wprowadzić elementy zombie i horroru (z jakim skutkiem dowiecie się z lektury artykułu). Całość kończą trzy felietony, w tym jeden z dość prowokacyjnym tytułem Pieprzyć książki. Jakub Ćwiek stara się w nim udowodnić, że nie miał racji autor m.in. Wrońca Jacek Dukaj, który stwierdził że książka powinna być zachowana w tradycyjnej papierowej formie. Autor "Cosia" opowiada się po stronie wprowadzenia nowinek technicznych w stylu książkowego soundtracku…. Cóż każdy ma prawo do swojej opinii, ale mi dużo bliżej jest do Dukaja niż Ćwieka, ale to już temat na inne opowiadanie.

Na koniec kilka zdań na temat dodatków, które czytelnik zamawiający numer w prenumeracie otrzymał. Była to płyta z wieloma ciekawymi materiałami, jak choćby elektroniczna wersja komiksu Rafała Szłapy – Drużyna Ktuhlu, wiele grafik czy opowiadania w formie słuchowisk. To jednak nie wszystko. Na płycie jest bowiem również miejsce na soundtrack do Gamedeca oraz…7 numer „Cosia” w formie PDF! Naprawdę warto było zaopatrzyć się w numer w formie preordera. Przyznam się, że jeszcze nie zapoznałem się całością materiałów z cd, ale wrócę do tematu wkrótce. Aha jeszcze jeden bonus znajdował się w środku – zakładka do książek z ponętną (i topless) Tequilą.

Zachęcam do zakupu siódmego (ale i archiwalnych) numeru, bo jest to kawał świetnej rozrywki. Na stronie internetowej można już zamawiać specjalne wydanie „Cosia”.

Coś na progu #7

Autorzy: różni
Wydawnictwo: Dobre Historie
Liczba stron: 136
Wydanie I: 2/2013
Cena: 9,90


2 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za pozytywną recenzję mojego opowiadania! :)

    Paweł Iwanina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,

      to ja dziękuje za to odpowiadanie ;)

      Było naprawdę wstrząsające. Czytając na początku miałem wrażenie, że to miało być tylko zaszokowanie czytelnika, wskazanie na jak największe zboczenia seksualne... Zakończenie jednak zmieniło sporo. Rzuciło zupełnie inne światło na całe opowiadanie.

      Super - choć brzmi to nieco dziwnie - się czytało.

      Mówiąc kolokwialnie "ryje banie" te kilka stron ;) Kiedyś było takie czasopismo "Zły"... poziom wstrząsu, który się pojawił po lekturze na bardzo podobnym poziomie, a to spory sukces.

      Pozdrawiam i oczekuje kolejnych opowiadań :)

      Usuń