piątek, 14 czerwca 2013

(Recenzja) W niewoli u piratów kosmosu

Tibor Cs. Horvath znany był mi do tej pory z komiksów utrzymanych w konwencji westernowej (o których pisałem już wcześniej np. Old Shatterhand i Winnetou czy Ostatni Mohikanin) lub przygodowych jak Skarb Majów. Ostatnio jednak w moje ręce wpadła kolejna praca tego węgierskiego twórcy i ku mojemu zaskoczeniu był to komiks SF.







W niewoli u piratów z kosmosu – bo tak nazywa się ów komiks – stworzony został we współpracy z Attilą Fazekasem, który odpowiedzialny był za stronę graficzną tego projektu. Wymieniony wyżej Horvath opracował natomiast scenariusz, który oparł na motywach powieści Istvana Nemere.

O czym jest więc ten zeszyt? Opowiada on historię trójki niesfornych, znudzonych i żądnych przygód dzieciaków, które postanawiają urozmaicić sobie nieco czas spędzany na stacji kosmicznej. W tym celu porywają jeden ze statków i wyruszają w podróż w nieznane. Podczas lotu zauważają na jednej z planet piramidę, która zwraca ich uwagę na tyle, że postanawiają przyjrzeć jej się z bliska. To początek kłopotów naszych śmiałków, którzy wpadają w poważne tarapaty. Jakby jednak tego było mało, to przez swoje zachowanie sprowadzają śmiertelne zagrożenie również na dorosłą część kosmicznej wyprawy. Dzieciaki by przeżyć, będą zmuszone zmierzyć się z tytułowymi piratami oraz - największym przeciwnikiem – czasem. Jak zakończy się ta przygoda? Jak zwykle nie zdradzę, zaproszę natomiast do lektury ;)



Przyznam, że nie znam powieści, która posłużyła jako kanwa do opracowania komiksowego scenariusza. Zaryzykuje jednak stwierdzenie, że forma książkowa jest bardziej wciągająca niż komiks. Węgierski scenarzysta zdecydowanie lepiej wypada w innego typu pracach. „W niewoli...” jest zeszytem bardzo przewidywalnym i momentami dość nudnym. Wpływ na to z pewnością ma fakt, że przeznaczony jest raczej dla młodszego czytelnika i to widać już na pierwszy rzut oka. Dość specyficzne jest również samo zakończenie, które nie dość, że przewidywalne to jeszcze jakby „urwane”. Po ostatnim kadrze nie opuszczało mnie uczucie, że powinno znaleźć się tam jeszcze przynajmniej kilka rysunków.

Warstwa graficzna również nieco zawodzi. Choć jestem zwolennikiem starszej kreski, to tutaj nie robi ona zbyt dobrego wrażenia. Szczególnie męczące są tła, które w wielu miejscach przypominają  jedną żółtą plamę rozlaną na dwóch stronach. Do gustu bardzo przypasowała mi natomiast czcionka wykorzystana w tym komiksie. Jest prosta, bez żadnych udziwnień, ale przez to niezwykle pasująca do fantastyki. 



Warto wspomnieć, że podobnie jak przy innych komiksach Węgra, tak i w tym wypadku o okładkę (w polskim wydaniu) zadbał Jacek Skrzydlewski.

PodsumowującW niewoli u piratów kosmosu, jest do tej pory najsłabszym komiksem, który wyszedł spod ręki Horvath'a, a który miałem przyjemność czytać. Mała liczba stron w porównaniu do innych jego zeszytów (zaledwie 34) spowodowała, że scenariusz musiał być okrojony co nie wpłynęło pozytywnie na jego jakość. Niektóre wątki są potraktowane po macoszemu i nieco chaotyczne. Sytuacji nie ratują rysunki Fazekasa, którym można trochę zarzucić – ta wszechobecna żółć. Widać spory potencjał (ciekawie prezentują się statki kosmiczne) w tym rysowniku, który lubił tworzyć historię SF, ale tu nie został on do końca wykorzystany. Czy polecać ten komiks? Młodsi czytelnicy być może odnajdą się czytając go i im się spodoba, starsi mogą jednak się nieco wynudzić. Mojej osobie nie przypadł za bardzo do gustu.

W niewoli u piratów kosmosu

Scenariusz: Istvan Nemere, Tibor Cs. Horvath
Rysunki: Attila Fazekas
Okładka: Jacek Skrzydlewski
Wydanie: I
Data wydania: 1990
Tłumaczenie: Halina Rutkowska
Oprawa: miękka
Format: A4
Stron: 32
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
ISBN: 83-03-03208-9
Nakład: 149 800 + 200


12 komentarzy:

  1. Nie wiem po co recenzujesz takie komiksy. Wielu je czytało i nie będzie wracać bo to żadna rewelacja, a nowi mają wiele lepszych rzeczy które aktualnie wychodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem po co wypisujesz takie bzdury. Ja wróciłem niedawno do zbierania komiksów i właśnie te starsze pozycje najbardziej mnie interesują.

      Usuń
    2. Ciesze się, że ktoś jeszcze interesuje się starszymi komiksami. Pewnie, że nowości są bardzo ciekawe i warte przeczytania, ale czemu mielibyśmy nie przypominać sobie jak wyglądały one wcześniej? Tym bardziej, że w dużej mierze naprawdę są to wartościowe rzeczy.

      Usuń
    3. Zdziwisz się, ale jestem bardzo za przybliżaniem takich komiksów, a i zapewne jest więcej takich osób jak ja. Przy wydawanych wówczas nakładach komiksy są do znalezienia na giełdach i w antykwariatach za grosze, a sporo z tamtych pozycji to rzeczy godne uwagi, nie tylko z pozycji kolekcjonera.

      Usuń
    4. Dzięki @CDJack za ten wpis fajnie wiedzieć, że są jeszcze osoby, które doceniają starsze rzeczy, tym bardziej, że naprawde są one łatwo dostępne i to w bardzo przystępnych cenach jak sam napisałeś.
      Wiele z nich jest naprawdę bardzo wartościowoa tylko może mniej efektowna graficznie i w jakości wydania.

      Usuń
  2. Bo sprawia mi to ogromną radość.
    Nie oceniałbym też jednoznacznie faktu, że nowi nie zajrzą nigdy do starszych rzeczy. Ja też mam nowości, a z chęcią wracam do tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  3. To recenzuj chociaż te ciekawe, warte przeczytania, a nie te średniej i słabszej jakości (anonim 1) - w zasadzie o to mi chodziło. Po co recenzujesz słabe starsze rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... po części tak robię. Jeśli komiks jest bardzo zły albo nie mam o nim za dużo do napisania to obie odpuszczam. Założenie strony jest takie, żeby pisać raczej o pozytywnych aspektach.
      O tym komiksie wspominam, bo:

      1) Nie jest taki tragiczny choć znając inne komiksy Węgrów mogło być lepiej
      2) Jest to starsza rzecz, o których ciężko znaleźć jakiekolwiek informację i chciałem zapełnić tę lukę
      3) Skoro opisałem poprzednie komiksy tych twórców to winny byłem im również choć krótką ocenę tego komiksu, który jest mniej znany (z tego co zauważyłem) od innych.

      Tak czy siak dzięki za komentarz.

      Usuń
  4. Recenzje słabszych też są potrzebne - po to właśnie, żeby pokazać że są słabsze. Mnie na przykład wtedy, gdy wychodziły wq****ła kolosalna różnica między rysunkami na okładce a tymi w środku. Patrzysz - Skrzydlewski (O! zajebiśćie)- otwierasz: jakiś badziew. Uważam, że gdyby w środku był również Skrzydlewski - nawet miałka akcja przeszłaby gładko. Czyli - rób swoje, dobra robota Jarosławie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo za miłe słowa :)

      na resztę odpowiedziałem w poprzednim komentarzu ;)

      Zgodzę się co do okładek Skrzydlewskiego, że trzymają poziom ;)

      Usuń
  5. A ja się cieszę z recenzowanych komiksów. Zawsze lubiłem produkcje węgierskie i bardzo dobrze, że ktoś je w końcu przypomina. Poza tym blogiem zwykle trudno przeczytać ich recenzje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj żebyś wiedział... Szukałem informacji czy kadrów z tych komiksów i ciężko było cokolwiek znaleźć. Staram się powoli, ale systematycznie zapełniać tę lukę, wierząc, że komuś się przyda i sprawi trochę radości taka podróż w czasie...chociaż tym komiksowym ;)
      pozdrawiam

      Usuń