„Coś” jest w nazwisku Olgi Tokarczuk, że co jakiś czas jej twórczość przekładana jest na język komiksu. Kilka lat temu mieliśmy okazję zapoznać się z utworem zatytułowanym „Profesor Andrews”, a przed kilkoma zaledwie dniami na rynku zadebiutował komiks „Ja, Nina Szubur”. I tak naprawdę tylko nazwisko pisarki łączy obydwa wydawnictwa. Podczas gdy „Profesor Andrews” był dość skromnym i niewielkim objętościowo zeszytem, tak najnowsza propozycja wydana w ramach inicjatywy Nowy Komiks Polski jest dziełem niemalże monumentalnym od samego początku aż do końca. I jakoś dziwnie spokojny jestem, że album ten będzie królował na różnego rodzaju top listach i komiksowych podsumowaniach 2018 roku.
Autor komiksu Daniel Chmielewski od samego początku podchodzi do sprawy w sposób tyle poważny co dość nietypowy i bardzo spektakularny. Stara się on zmusić czytelnika do ogromnej interakcji z tym, co proponuje w swoim albumie i własnym spojrzeniu na sumeryjskie mity. Tutaj nie ma leniwego przewracania kolejnych stron czy czytanego z zaciekawieniem, ale przy tym pospolitego albumu komiksowego. Tutaj autor proponuje sporo więcej, poczynając od formatu, a kończąc na układzie kadrów. „Tytusowy”, ale i przy tym ewidentnie spory format albumu od samego początku skłania nas do spojrzenia na niego z innej perspektywy. To jednak nie koniec, gdyż jakby było mało atrakcji, Chmielewski wielokrotnie podczas tej opowieści zmusza nas do obracania albumu o 90 stopni czy nakazuje - sposobem prowadzenia narracji - abyśmy komiks ten czytali w sposób nienaturalny, tj. od dołu do góry. Zresztą prowadzi on też z czytelnikiem pewną bardzo subtelną grę, a mianowicie naprowadza nas w kilku momentach, poprzez sposób, w jaki zaprojektowane są dymki. na to, jak prowadzona jest akcja i narracja. Tego typu szczegóły są dość łatwo zauważalne, ale też powodują, że czytelnik podczas lektury jest niezwykle zaangażowany, co z kolei sprawia, że odbiera ją na trzech płaszczyznach: fabularnej, rysunkowej i właśnie tej trzeciej, czyli swoistej interaktywności twórcy z czytelnikiem. Bardzo fajnie wykorzystany patent, który zdecydowanie wyróżnia ten komiks spośród innych.
Wyróżnia zresztą nie tylko tym, gdyż absolutną czołówką w polskim komiksie i to nie tylko tegoroczną jest oprawa graficzna tej historii. Chmielewski pracował nad nią przez trzy lata i zarówno poświęcony czas, jak i energię oraz zaangażowanie nawet laik dostrzeże na każdej kolejnej stronie. Plansze są tu bowiem przygotowane z niesamowitym wręcz pietyzmem i pomysłem, a nad wyraz realistyczny sposób rysowania, który uprawia Chmielewski, przyprawia o zachwyt. Zresztą o tym, jak poważnie do sprawy podszedł autor, świadczy fakt, że członkowie jego rodziny służyli mu jako modele podczas kolejnych rysowanych kadrów. Tego typu sposób pracy musiał być wyczerpujący nie tylko dla autora, ale i dla rodziny, natomiast efekt, jaki dzięki temu został uzyskany, zasługuje na najwyższą ocenę. Chmielewski na wszystkich stronach wykreował niezwykłą, bardzo przejmującą, a niekiedy wręcz dołującą i wyróżniającą wizję postapokalipsy połączonej z pewnego rodzaju fantastycznym antyutopijnym miastem. S-F zostało ukazane w unikalny sposób, gdyż klimat ten połączony został z odległymi od naszych czasów mitami. Razem tworzą osobliwą mieszankę starożytności i bliżej nieokreślonej przyszłości. Wyborne są te wszystkie projekty postaci i to nie tylko pierwszoplanowych, projekty miejsc, w których toczą się wydarzenia czy sposób ukazania Uruk. Od pierwszego kadru poddałem się wizji Chmielewskiego i aż do planszy końcowej nieustająco mnie ona zachwycała. Na pewno ogromny wpływ na uzyskaną atmosferę i jakość rysunków miał dobór kolorów. Barwy są stonowane, często opierające się na odcieniach szarości co bez wątpienia buduje nastrój zadumy czy skupienia u czytelnika.
Ten ostatni element jest tutaj zresztą cechą niezwykle pożądaną, gdyż „Ja, Nina Szubur” nie jest w żadnym wypadku lekturą łatwą i lekką. Wymaga od nas nie tylko tego, aby radować wzrok przepiękną oprawą graficzną, ale też każe nam być skoncentrowanym od pierwszego do ostatniego kadru na tym, co czytamy. Bez tego dość łatwo pogubić się w fabule (ehh te tak podobne do siebie imiona). Jak wspomniane zostało wcześniej, komiks Daniela Chmielewskiego to interpretacja powieści Olgi Tokarczuk - „Ann In w grobowcach świata”, w którym obydwoje spoglądają w kierunku summeryjskich mitów. Spojrzenie to zostało dodatkowo okraszone własną wersją postapo. Miasto Uruk podzielone zostało na trzy strefy, w których zamieszkać mogą osoby o odpowiednim stopniu tzw. wpływu. Im mniejszy wskaźnik, tym niżej w hierarchii znajduje się dany obywatel. Tytułowa bohaterka zamieszkuje wraz ze swoją kochanką najwyższy z poziomów, natomiast na skutek pewnych zdarzeń wędruje ona wraz z nią na społeczne niziny. Ze slumsów udaje się powrócić zresztą tylko jej jednej, gdyż Innana zostaje zmuszona do pozostania w M3. Od tego momentu Nina podejmuje się niezwykle trudnej misji sprowadzenia „na górę” swojej ukochanej, natomiast po drodze sprawy się mocno zagmatwają i okaże się, że prywatna sprawa jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Całym Uruk zatrzęsie w posadach, więc losy tej umieszczonej na pustyni „oazy” będą zagrożone. Całość jest naprawdę skomplikowana, natomiast równie przy tym wciągająca. Chmielewski chce i potrafi wywoływać w czytelnikach emocje, natomiast dodatkowo jeszcze potrafi przełożyć na język komiksu tak wymagającą rzecz, jak mity. Również w warstwie fabularnej zadbał więc on o każdy detal, efektem czego jest wymagający i wyróżniający się album. Ze względu na fakt, że jest to komiks miejscami trudny, zapewne nie wszystkim może się spodobać, natomiast zachwyceni będą wszyscy ci, który sięgają również po historie inne niż te z gatunku superhero. Zresztą, aby w pełni docenić jego scenariusz, warto do niego zajrzeć więcej niż jeden raz. Na pewno doszukamy się wówczas jeszcze więcej smaczków, ale i w pełni docenimy warstwę fabularną tego komiksowego dzieła.
Cóż, Wydawnictwo Komiksowe w tym roku zaprezentowało już kilka mocnych punktów, a „Ja, Nina Szubur” z pewności dołącza do tego grona. Moim skromnym zdaniem ciężko jest znaleźć tak świetnie wydany i przepięknie narysowany album w polskim komiksie ostatnich lat (aczkolwiek oznacza to tylko i wyłącznie to, że naprawdę stoi on na wysokim poziomie). Genialny pomysł na interakcję z czytelnikiem i dobrze rozpisany scenariusz, w którym mity łączą się z s-f i postapo spowodował, że dostaliśmy produkt najwyższej kategorii i dla osób lubujących się w bardziej ambitnych historiach. Absolutne „musisz mieć”. O tym komiksie będzie zapewne mówiło się dużo i tak po ludzku, jeśli siedzisz w polskiej scenie komiksowej, to po prostu należy go znać.
„Ja, Nina Szubur”
Scenariusz: Daniel Chmielewski, Olga Tokarczuk
Rysunki: Daniel Chmielewski
Wydanie: I
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
ISBN: 9788364638442
Data wydania: 06.07.2018 r.
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Papier: offsetowy
Format: 300x214 mm
Stron: 152
Cena: 99 zł
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz