Kanadyjczyk Guy Delisle, zanim zajął się komiksem, pracował dla wytwórni zajmujących się produkcją filmów animowanym. Dzięki swojej pracy zwiedził kawałek świata, a część podróży (nie tylko związanych z pracą zawodową) przeniósł na karty tworzonych przez siebie komiksów. „Pjongjnag” jest jednym z nich, natomiast nie jedynym, gdyż Polscy czytelnicy mieli już okazję poznać „Kroniki birmańskie” i „Kroniki jerozolimskie”. Delisle bez wątpienia charakteryzuje świetny zmysł obserwatora, dostrzegającego drobne szczegóły, które umknęłyby pewnie uwadze wielu innych osób. Swoje spostrzeżenia przedstawia w sposób lekki, a kiedy jest to możliwe humorystyczny i naturalny stąd też porównanie do Barei jak najbardziej słuszne. Zresztą zarówno twórczość polskiego reżysera, jak i kanadyjskiego komiksiarza to niekiedy tak wysoki poziom absurdu, że aż trudno uwierzyć, że przedstawione sytuacje wydarzyły się naprawdę.
„Pjongjang” to jak najbardziej komiks oparty na wydarzeniach autentycznych (czytelnik będzie miał okazję spotkać w nim nawet jednego z cenionych twórców komiksowych), natomiast gwarantuje, że niekiedy zwątpicie, że to, co widzicie, nie jest jakąś alternatywną rzeczywistością. Każdy ruch Kanadyjczyka śledzi jego „tłumacz”, przez co nie ma on swobody poruszania się swoimi ścieżkami, gdyż te są ściśle i odgórnie wyznaczone. Razem z autorem tej historii niejako zmuszeni jesteśmy przebyć cały szlak ukazujący wielkość i niesamowitość komunistycznego raju. Wszelkiego rodzaju muzea, wszędobylskie portrety wodzów czy znane i nam „malowanie trawy” ma dać efekt bogactwa kraju i jego mieszkańców. Na szczęście, Delisle bardzo szybko zrzuca klapki z oczu czytelników, przeciwstawiając tej fałszywej idylli prawdę, której nie mogą dostrzec Koreańczycy. I właśnie te momenty przynoszą czytelnikowi niezwykłą radość z czytania komiksu. Obserwowanie wszystkich absurdów jak wyłączanie wszystkich świateł na noc, dostęp do elektryczności w hotelu tylko dla cudzoziemców czy wymuszanie pieszych wycieczek pod płaszczykiem walki o zdrowie to tylko niewielka część z nich. Praktycznie każda kolejna plansza, dostarcza nam nowych wyzwań i kolejnych zaskoczeń. Nie zawsze jest jednak tak śmiesznie, gdyż należy pamiętać, że reżim komunistyczny jest niezwykle groźny. Stąd też Delisle wspomina też o tym, jak prane mózgi mają mieszkańcy, którym wmawia się niestworzone rzeczy o uznanych przez reżim za wrogów, jednocześnie całkowicie zapominając o swoich grzechach. Dzięki temu album ten jest naprawdę genialnym spojrzeniem Kanadyjczyka na północną Koreę. Wplata on w międzyczasie też wątki zawodowe, co tylko uatrakcyjnia jego odbiór.
Lekkość jest chyba najlepszym określeniem charakteryzującym ten komiks. Choć przecież opisuje on rzeczy, z którymi świat do dziś się musi mierzyć, to czyni on w taki sposób, że dla czytelnika jest to naprawdę przyjemna lektura. Nie chce on nas straszyć, lecz wyśmiać w inteligentny sposób codzienność w „ludowej” Korei. Zresztą bardzo często doskonale bawi się on założoną przez siebie konwencją, bo jak inaczej można traktować scenę, w której ukazuje on...wyciskanie jakiegoś pryszcza na własnej twarzy? Kanadyjczyk dał się tym komiksem poznać jako niezwykle dojrzały i bardzo utalentowany scenarzysta i osoba, która potrafi przekuć na ciekawą historię to, co miał okazję zaobserwować. Świadczą o tym nie tylko wciągające i świetnie rozpisane dialogi, ale też to jak Guy Delisle doskonale wciela się w rolę narratora. Jest to o tyle ważne, że ramki narracyjne zajmują w tym komiksie bardzo dużo miejsca i są niezwykle ważne dla odbioru historii.
Należy też podkreślić, że Kanadyjczyk sprawdził się też w roli rysownika, kontynuując to, co zaczął jako scenarzysta. Niezwykle lekka, miękka i przyjemna dla oka kreska, doskonale komponuje się z warstwą fabularną. Twarze postaci, w szczególności jego własna, jest bardzo przyjazna i często uśmiechnięta, przez co rysunki zyskują na emocjach i powodują, że postaci są nam bliskie. I choć kreska jest minimalistyczna, a często karykaturalna to przy tym idealnie współgra z treścią i podkreśla warstwę fabularną. Rysownik potrafi też świetnie żartować z czytelnikiem, umieszczając w kilku momentach pewną grę, w której ten musi odnaleźć wroga narodu. Genialny i zasadniczo prosty zabieg, który jest kolejnym elementem tworzącym nastrój lekkostrawnej opowieści.
Podsumowując - cała opowiedziana przez Kanadyjczyka historia jest niezwykle spójna i po jej lekturze pozostajemy z uczuciem, że towarzyszyliśmy mu przez cały jego dwumiesięczny pobyt w tym kraju. Wycieczka ta jest bardzo często absurdalna i rozbawiająca do łez, ale też nie brakuje w niej momentów przypominających nam o tym, że przecież to jednak dyktatura i to taka, przez którą ucierpiało niezliczone grono obywateli nie tylko tego azjatyckiego kraju. Zmysł obserwacji zastanej rzeczywistości u Delisle jest godny podziwu, natomiast jeszcze ważniejsze jest to, że potrafi on przekazać to czytelnikowi w sposób tak wciągający i ciekawy jak uczynił. Nie może więc dziwić, że jest to komiks, który zyskał uznanie na całym świecie, czego najlepszym dowodem jest to, że zdobył on dwie nominacje do prestiżowej nagrody Eisnera. Jeśli więc do tej pory nie czytaliście, to czym prędzej nadróbcie ten brak.
Pjongjang
Scenariusz: Guy Delisle
Rysunek: Guy Delisle
Tłumaczenie: Katarzyna Szajewska
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Tytuł oryginalny: Pyongyang
Liczba stron: 184
Format: 165x245 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 978-83-60915-73-8
Wydanie: II, rozszerzone i poprawione
Cena z okładki: 49,90 zł
Tekst powstał na potrzeby portalu sztukater.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz