środa, 5 sierpnia 2015

(Recenzja) Yuki Urushibara - Mushishi #2

Na początku wakacji do komiksowych sklepów trafiła druga część „Mushishi”. Przy okazji pierwszego tomu dużo miejsca poświęciłem kwestii tłumaczenia, które zabijało całą przyjemność czytania. Warto więc zacząć niniejszy tekst właśnie od tej tematyki.








Co prawda nie mam możliwości porównania tłumaczenia Radosława Bolałka z oryginałem, ale już na pierwszy rzut oka widać, że albo tłumacz bardziej przyłożył się do swojej pracy, albo korekta była tym razem czujniejsza. W drugiej części nie ma już tak wielu koszmarków językowych, jak to miało miejsce poprzednio. Dzięki temu wzrosła płynność czytania, nasza uwaga skupiona jest na toczących się wydarzeniach i nie zakłócają jej żadne językowe lapsusy. Cieszy, że Hanami wyciągnęło wnioski z poprzedniej wpadki.




Co poza tym, czeka nas w drugiej części? Urushibara - podobnie jak poprzednio - podzielił mangę na kilka, a konkretnie pięć niezależnych od siebie rozdziałów. W dalszym ciągu tajemniczy Mushishi, o którym nie wiemy zbyt wiele, przemierza średniowieczne (jak można się tylko domyślić, gdyż czas i miejsce akcji nie są określone), japońskie wioski, pomagając miejscowej ludności w wypędzeniu mushi. Te bliżej nieokreślone stwory przyjmują doprawdy najróżniejsze postaci. Raz mogą to być „bawełniane dzieci”, raz rosa pojawiająca się na kwiatach, przeważnie jednak starają się one zawładnąć człowiekiem. Do tego, by zapobiegać takim sytuacjom powołany jest właśnie tytułowy Mushishi.


Odnoszę wrażenie, że z rozdziału na rozdział poszczególne części stają się coraz ciekawsze i bardziej wciągające. Tom drugi jest też jakby mocniejszy od części pierwszej, że choćby wspomnę  rozdział  zatytułowany „Nasiona bawełny”, w którym nie brakuje dozy brutalności. Mangaka z każdą stroną rozwija swoją historię tak, że dajemy się wciągnąć w ten osobliwy świat. Nieśmiało zdradzając szczegóły z przeszłości Mushishi, przybliża nam jego postać. Urushibara czerpie z najlepszych wzorców japońskiej kultury i sztuki. Najjaskrawszym przykładem może być wykorzystany motyw przemijania, który jest tu wielokrotnie poruszany. W mandze, a przynajmniej w dużej jej części, nie znajdziemy gotowych odpowiedzi na pojawiające się pytania. Wręcz przeciwnie. Tytuł ten jest specyficzny właśnie choćby ze względu na to, że po lekturze nastręcza on czytelnikowi wiele niewiadomych i skłania do refleksji. Przez to opowieść z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu, ale ci, którzy doceniają japońską kulturę, zapewne odnajdą w niej to czego szukają w tego typu opowieściach.



Inną z cech charakteryzującą „Mushishi” jest równie często wykorzystywany w japońskiej sztuce minimalizm. Urushibara jest bardzo oszczędny zarówno jeśli musi zdradzić szczegóły  życia bohaterów, czy w przypadku posługiwania się dialogami. Całą mangę opiera on na tworzonym klimacie, przy czym taka oszczędność sprawdza się doskonale. Uwaga czytelnika nie jest niczym rozproszona, może więc on skupić się na tym, co najważniejsze. Leniwie i bez pośpiechu prowadzona narracja - również obrazkowa (zwróćcie uwagę jak często tytułowy bohater ukazany jest w pozycji siedzącej czy podczas niespiesznego spaceru), nadaje rytm historii. 


Całość doskonale oddają przepiękne, choć również pozbawione niepotrzebnych ozdobników, rysunki autora. Dojrzała, realistyczna i szczegółowa kreska w pełni oddaje zamierzenia Urushibary, będąc jednocześnie prawdziwą ozdobą mangi. Przepiękne są kolorowe strony, których kilka znajdziemy w środku. Stonowane barwy nadają im dodatkowego klimatu, aż momentami żałuje się, że jest ich tak mało.



W mojej opinii „Mushishi” to kwintesencja japońskiego komiksu. Niezwykle dojrzały i dość ciężki tytuł, który wzbudza skrajne emocje. Dla jednych jest to niezwykła przygoda z japońskimi opowiastkami, dla innych nudne historyjki. Ci, którzy do tej pory nie mieli do czynienia z japońskim komiksem, mogą mieć problem z odnalezieniem się w tej historii. Natomiast entuzjaści japońskiej kultury powinni w pełni docenić wartość tej mangi. Zainteresowanym, którzy zapragną sięgnąć po niniejszą pozycję zdradzę, że warto się do lektury odpowiednio przygotować. "Mushishi" najlepiej smakuje w totalnej ciszy i samotności. Przed wieczorną lekturą odłączcie się więc od Internetu i wszelkich innych rozpraszaczy, aby w pełni cieszyć się opowieściami japońskiego artysty.

                                                                                                                      @jaroslaw_d

Mushishi #2

Autor: Yuki Urushibara
Wydawca: Hanami
Format: 150 x 210 mm
Ilość stron: 236
Oprawa: miękka
Papier: offset
Data publikacji: 01.07.2015 r.
Cena: 34.90 zł
Tekst opublikowano pierwotnie na portalu paradoks.net.pl

 

3 komentarze:

  1. Tomik czeka już na przeczytanie, ale czytałam opinie, w których ludzie twierdzili, że nic z tłumaczeniem się nie potrafiło, więc nie zaczynałam jeszcze lektury (do tego z pierwszego tomu trzeba było mieć naprawdę świeży umysł). Ale twoja opinia mnie troszkę uspokoiła i w takim razie podejdę do czytania drugiego tomu szybciej :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiło się, poprawiło! W pierwszym tomie tłumacz i korekta przeszli sami siebie, ale w drugim już nie miałam ochoty sobie wydłubać oczu. ;) Chociaż, rzecz jasna, nie obyło się bez całkiem sporych wpadek - typu ciemny tekst na ciemnym rastrze, któremu się trzeba dobrze przyjrzeć, żeby w ogóle załapać, że tam coś jest. Literówki - bez jakiejś tragedii, choć trochę ich jest, interpunkcja - no, powiedzmy, że jak zwykle (czyli słabo). Niemniej jednak trzy poziomy w górę względem pierwszego tomu, jest progres. :)

      Usuń
  2. Urushibara jest kobietą.

    OdpowiedzUsuń