Od kilku dni zapowiadałem Wam pewną niespodziankę związaną ze Sławomirem Zajączkowskim, scenarzystą pracującym nad takimi komiksami jak Romowe, Łupaszka, Wyzwolenie? 1945 czy serii Wilcze Tropy. Drodzy czytelnicy mam zaszczyt zaprosić do przeczytania wywiadu z tym wybornym artystą.
Na wstępie zaznaczę, że dla mnie jest to jeden z najważniejszych artykułów na moim skromnym e-zinie. Doceniam wkład Sławomira Zajączkowskiego w przywracanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych, stąd z nieukrywaną radością i dumą zapraszam do przeczytania zapisu rozmowy. Zwracam uwagę na kadry z nowych komiksów, nad którymi pracuje scenarzysta,a które pokazane są po raz pierwszy, czyniąc ten wywiad niezwykle ekskluzywnym.
Kadr z nowego komiksu przygotowywanego przez Krzysztofa Wyrzykowskiego i Sławomira Zajączkowskiego dla warszawskiego IPN-u. Tytuł komiksu na razie pozostaje tajemnicą. |
Skąd u Pana zainteresowanie historią i to tą mówiącą o bohaterskich Żołnierzach Wyklętych, którzy w niektórych środowiskach wzbudzają pewne – całkowicie niesłuszne – kontrowersje? Jak u Pana zaczęła się fascynacja tymi postaciami?
Pamiętam wczesne lata 80-te, kiedy chodziłem do podstawówki. Gdy na lekcji historii jeden z kolegów spytał, co się wydarzyło w Katyniu, to nauczycielka kazała mu nie mędrkować. W programach nauczania nie było ani Katynia ani napadu sowietów na Polskę 17 września 1939 roku.
Dzieci z mojej podstawówki doskonale zdawały sobie sprawę, że coś „nie gra” w szkolnych podręcznikach i coś dziwnego, tajemniczego, ukrywanego przed dziećmi dzieje się wokół nas. Nasi rodzice zapisywali się wtedy do pierwszej solidarności, a w telewizji Urban mówił o zabójstwie księdza Popiełuszki. Wieczorami spod kołdry nasłuchiwało się rozmów rodziców, że w Magdalence „druga” solidarność dogaduje się z komuchami. I próbowało się coś z tego wszystkiego zrozumieć.
Zainteresowanie historią było więc po części zainteresowaniem dziecka „tajemną” wiedzą ukrywaną przez nami przez dorosłych: szkołę, rodziców. Zresztą tajemnice dotyczyły też najbliższej rodziny. Stosunkowo niedawno dowiedziałem się na przykład, że mój dziadek ze strony mamy pochodził z Warszawy, ale zamieszkał na wsi, założył rodzinę. Miał już dzieci, gdy w 1944 roku wybuchło powstanie. I on chciał wtedy wracać do Warszawy, czuł że to jego obowiązek. Rodzina podobno zatrzymała go siłą. Po wojnie na kilka lat trafił do wiezienia. Do dziś nie wiem dlaczego.
Chyba najgłębiej ukrywanymi tajemnicami przez szkołę i otoczenie były opowieści o żołnierzach wyklętych. Gdy byłem już dorosły i kiedy to ukazały się pierwsze artykuły i książki o Żołnierzach Wyklętych, czytałem je z ulgą - jak historię, którą powinienem „odrobić” już jako dziecko. Jest taka scena w filmie Cinema paradiso Giuseppe Tornatore, kiedy główny bohater będąc już dorosłym ogląda wycięte sceny z filmów, których nie mógł obejrzeć w dzieciństwie. To piękny film i wzruszająca scena. Historia całych pokoleń Polaków, którym nie pozwalano poznać historii Żołnierzy Wyklętych jest podobna.
„Kontrowersje” związane z Żołnierzami Wyklętymi mogą dotyczyć tylko ludzi związanych z poprzednim komunistycznym systemem, którzy ukrywali przed nami te historie, którzy ich nienawidzili i z nimi walczyli.
Czy praca dla wydawnictwa takiego jak IPN różni się od pracy dla „zwykłego” komiksowego wydawnictwa? Jak pan ocenia polskie wydawnictwa komiksowe i sytuację autorów komiksu w Polsce?
Nie mam żadnego doświadczenia w pracy nad konkretnym tytułem z naszymi wydawcami komiksowymi (Egmont, Taurus Media, KG, Timof Comics, Centrala itp.). Mogę się tylko opierać na sporadycznych rozmowach, jakie dotąd przeprowadziłem, oraz na ocenie decyzji wydawniczych polskich wydawców. Moje przemyślenia mogą być w tych warunkach obarczone błędem.
Z mojej perspektywy polscy wydawcy komiksowi nie mają kompletnie żadnej oferty dla rodzimych twórców, chcących zawodowo tworzyć. Taniej jest kupić licencję z Zachodu niż zamówić komiks u polskiego twórcy. Stawki wydawnictw specjalizujących się w komiksie, które proponują autorom komiksu, to racje głodowe lub żadne. Wydawcy „po przyjacielsku” „wypychają nas na Zachód”, radzą szukać tam zajęcia i możliwości wydania autorskich rzeczy. A wtedy oni chętnie wydadzą wtedy te komiksy u nas (na licencji). Myślenie polskich wydawców mnie tu przeraża. Polacy wydając Polaków chcą dać zarobić Francuzowi. Jesteśmy głównie rynkiem zbytu dla produktów frankofońskich, japońskich i amerykańskich. Agenci wydawców francuskich i włoskich przyjeżdżają na festiwale, wyszukują najlepszych, co oczywiście wszystkim się tu bardzo podoba i czemu wszyscy przyklaskują. No po prostu wielki świat. Oni tu przyjeżdżają po to, by drenować rynek ze zdolnych autorów i po to, żeby nam sprzedać tytuły - my jeździmy do nich by kupować. Wszystkim to odpowiada. Nikt tu nie podejmuje głębszej refleksji, co to oznacza dla kraju. Po 1989 roku żadnemu z wydawnictw komiksowych nie udało się wypromować rodzimej serii komiksowej w Polsce, która byłaby następnie sprzedana na Zachód (!). Wszyscy cieszą się z „karier” poszczególnych rysowników pracujących dla zachodnich koncernów - w ramach ich linii wydawniczych i nad ich pomysłami. Nie podoba mi się taka zależność. Liczba wybitnych rysowników, którzy pojawili się na przestrzeni ostatnich 20 latach w polskim komiksie, a którzy nie kontynuują swych karier jest ogromna. Zostali zapomniani, a krajowy rynek komiksowy nie miał dla nich żadnej poważnej propozycji zawodowej. W Polsce dochodzi do kpin w żywe oczy: weźmy stronę internetową Egmontu, na której jest zakładka „Debiut w KŚK” – rzecz zrobiona tylko po to, żeby była. Albo przykład Pierwszej Brygady Janusza Wyrzykowskiego, Krzysztofa Janicza i Tobiasza Piątkowskiego – cykl nie jest kontynuowany mimo dobrego przyjęcia przez krytykę i czytelników. Dlaczego wydawca - Kultura Gniewu, nie znalazł pieniędzy na kontynuację tej serii? Infamis Pawła Zycha to tylko „kwiatek do kożucha” w bogatej „licencyjnej” ofercie Taurus Media, którą to ofertą wydawnictwo głównie się zajmuje. Nieliczne sukcesy komiksów autorskich w poważnych zachodnich wydawnictwach jak seria Biocosmosis Edwina Wolińskiego i Nikodema Cabały, komiksy „Mirasa” Urbaniaka czy Opowieści rybaka Irka Koniora są tylko i wyłącznie zasługą determinacji autorów, a nie determinacji polskich wydawców czy pomocy państwa.
Tkwimy jako twórcy w ciemnym zaułku, pozostawieni sami sobie – nie mamy nawet stowarzyszenia autorskiego reprezentującego nasze interesy. Nasz rynek zalewają obce tytuły z obcych nam światopoglądowo kultur, zagraniczni wydawcy drenują kieszenie polskich czytelników, ale komiksowi krytycy przekonują nas, że jest świetnie i że czeka nas kolejny udany, komiksowy rok. Świadczy to tylko o wąskich horyzontach tych ostatnich.
Korzyści mogą odczuwać jedynie czytelnicy. Bo wybór tytułów jest ciągle duży. Jeśli nie brakuje im środków finansowych, to mają świetnie - jest co czytać. Rysownicy już tak różowo nie mają.
Jakie wiec możliwości mają rysownicy w tej sytuacji? Jak pan się w tej sytuacji odnalazł?
Zasadniczo – z grubsza przed autorami komiksów stoją trzy drogi wyboru: albo emigracja i praca dla niekoniecznie ciekawych linii wydawniczych, albo publikacje w kraju, w towarzyskich układach-koteriach fanowsko-wydawniczych w większości non-profit, albo też mimo wszystko próba zarabiania nad Wisłą czyli praca dla wydawców publicznych i gazet.
Zawsze pragnąłem zawodowo zajmować się tworzeniem komiksów, z drugiej strony nie chciałem tracić energii na zdobywanie pozycji w koteryjnym środowisku ani (póki nie muszę) szukać szczęścia na emigracji. Szansą ułożenia sobie komiksowego życia była praca dla IPN przy seriach Wilcze tropy i W imieniu Polski walczącej oraz dla miesięcznika Historii do rzeczy.
Wilcze tropy to seria, która z założenia skierowana jest do szerszego odbiorcy, to praca za którą otrzymujemy wynagrodzenie i za który jesteśmy rozliczani z efektów pracy, terminów itd. To zawodowa a nie fanowska produkcja. Ponadto praca nad Wilczymi tropami czy Zamachem na Kutscherę wymaga od nas takiego ujęcia tematu, które zainteresuje jak największą liczbę czytelników. Takie mamy ambicje. Z podobnych założeń wychodziliśmy z Hubertem Czajkowskim tworząc komiks Lux In Tenebris. Romowe.
Jak - w kilku słowach - wygląda praca przy zeszytach tworzonych dla IPN-u (jak Pan się przygotowuje do merytorycznych i historycznych części scenariusza), czy to Pan decyduje o tematyce kolejnych zeszytów czy są one niejako „narzucane” przez Instytut?
Tematy do kolejnych komiksów są zamawiane przez Instytut. Decydują o tym panowie dr Tomasz Łabuszewski i dr Kazimierz Krajewski. Obaj są ogromnie zaangażowani w powstawanie serii; otrzymuję od nich dużą pomoc. Na początku dostaję materiały źródłowe, książki, raporty, wspomnienia. Czasami są to też sugestie co do wydarzeń, które ich zdaniem powinny znaleźć się w komiksie. Czytam wszystkie materiały kilka razy, szukam jakiejś osi fabularnej, jakiegoś dramatu. Czasem z ułożeniem fabuły jest prosto, czasem niezwykle trudno. Napisany scenariusz wraca potem do obu panów, wspólnie dokonujemy poprawek, uzupełnień lub wycięcia niektórych napisanych scen. Zastanawiamy się co w scenariuszu poprawić, co dodać, co wyrzucić. Czasami bywają to ostre dyskusje; jednak mamy wspólny cel: to żeby komiks był jak najlepszy. Na końcu scenariusz trafia jeszcze do korekty językowej.
Proszę zdradzić Pana komiksowe plany na najbliższą przyszłość – nad czym obecnie Pan pracuje i kiedy możemy spodziewać się drugiego tomu Romowe. Kto będzie kolejnym bohaterem serii Wilcze Tropy?
Obecnie, jeśli chodzi o pisanie – nie pracuję nad niczym dłuższym. Chciałbym oczywiście coś nowego napisać, ale na razie jeszcze nie podjąłem decyzji, co to będzie. Mam teraz czas, żeby nadrobić zaległe lektury; czytam trochę klasycznej SF. Z rzeczy nowych napisałem do szuflady krótki epizod (na 12-13 stron) z bohaterką komiksu Romowe.
Zapewne w pierwszej połowie roku ukaże się Wrzesień pułkownika Maczka z rysunkami Tomasza Bereźnickiego (znany min. jako autor komiksu Aptekarz w getcie krakowskim). Komiks wyda rzeszowski IPN. Będzie miał on 48 plansz; jest już prawie gotowy. Według mnie wyszedł bardzo dobrze. Tomasz wykonał tu kapitalną robotę. To inaczej narysowana praca niż komiksy, które zrobiłem z Krzysztofem Wyrzykowskim. Tomasz wrześniowej epopei o brygadzie Maczka nadał charakter pewnej kameralności.
Kadr z komiksu „Wrzesień pułkownika Maczka” . Scen. Sławomir Zajączkowski Rys. Tomasz Brereźnicki. Komiks wyda rzeszowski oddział IPN. |
Drugim tytułem, do którego pisałem scenariusz, a który powinien się ukazać w 2014 roku, będzie komiks, który robimy dla warszawskiego IPN-u w ramach serii W imieniu Polski walczącej. Nie będzie to jednak jeszcze zapowiadana Akcja pod Arsenałem. Tytuł na razie jest tajemnicą. Chcemy komiks wydać na sierpień, co może być pewną wskazówką, jakiej tematyki można się po nim spodziewać.
Kadr z nowego komiksu przygotowywanego przez Krzysztofa Wyrzykowskiego i Sławomira Zajączkowskiego dla warszawskiego IPN-u. |
Następny tom serii Lux in tenebris zatytułowany będzie Wilcza gontyna. Hubert Czajkowski narysował dotychczas 18 plansz. Podobnie jak Romowe komiks jest rysowany piórkiem na formatach większych niż A3; stąd na komiks trzeba będzie poczekać. Chcemy, żeby część druga była dłuższa i miała 70-80 stron. Chcielibyśmy zdążyć z tym komiksem na gwiazdkę 2014 roku.
Kadr z komiksu „Lux In tenebris. Wilcza gontyna.“ Scen. Sławomir Zajączkowski Rys. Tomasz Brereźnicki. Komiks powinien być wydany przez wydawnictwo Unzipped Fly Publishing pod koniec 2014 roku. |
Można się więc na pewno spodziewać ode mnie trzech gotowych komiksów. Postaram się też napisać coś nowego w tym roku, tak żeby to było realizowane w przyszłym. Mam też już napisaną wstępną wersję scenariusza Akcji pod arsenałem.
Jeśli chodzi o Wilcze tropy to wydawca w ostatnim zeszycie serii zapowiedział album o "Zaporze" Hieronimie Dekutowskim. Trudno powiedzieć coś na temat terminu ukazania się tego komiksu.
Proszę opowiedzieć jak doszło do Pana współpracy z gazetą Uważam Rze Historia i później Historia Do rzeczy?
Temat sięga lutego 2011 roku, kiedy na zlecenie dziennika Rzeczpospolita zrobiliśmy wspólnie z Krzysztofem i panami Łabuszewskim i Krajewskim, do wkładek historycznych przygotowywanych przez tę gazetę, komiks o „Żelaznym” - Zdzisławie Badocha. Praca miała 32 plansze, była wydrukowana w 8 odcinkach i utrzymana w stylu Wilczych tropów. Przy tych historycznych wkładkach pracowali między innymi redaktorzy Maciej Rosalak i Piotr Zychowicz. Część dziennikarzy jak pan wie odeszła potem z „Rzepy” zakładając Uważam Rze a potem Do Rzeczy. Powstała też koncepcja wydawania magazynów historycznych – Uważam Rze Historia, i potem Historia do Rzeczy . Panowie Maciej Rosalak i Piotr Zychowicz znaleźli się w magazynie Uważam Rze Historia; Piotr Zychowicz został naczelnym, ściągnął nas do redakcji i zaproponował rysowanie komiksów. I tak się zaczęło. Dziś Krzysztof dla Historii do Rzeczy prócz komiksów wykonuje ilustracje i tworzy okładki. Stał się jakby graficzną wizytówką tej gazety.
Pierwsza plansza komiksu „Żelazny” drukowanego przez dziennik „Rzeczpospolita” . |
Poza Panem w Polsce jeszcze Jakub Kijuc opowiada o „Wyklętych”. Jego Jan Hardy to jednak zupełnie inny komiks od tych, które znamy choćby z Wilczych Tropów. Mnie osobiście bardzo cieszy różnorodność na tym polu oraz to, że coraz więcej mówi się o losach Polski po „zakończeniu” wojny, odkłamując tym samym historię wpajaną nam przez tyle lat. A jak Pan podchodzi do tego co zobaczyć można w Janie Hardym?
Bardzo mi się podoba to, co robi Jakub Kijuc. Myślę, że zrobił on wielką rzecz, świetnie mu się udało odszukać i zdyskontować superbohaterskie tropy w historii Żołnierzy Wyklętych. Jego historia nie jest zwykłem przeniesieniem amerykańskiego superbohaterskiego komiksu w stylu Kapitana Ameryka na polski grunt. Jan Hardy sięga korzeniami polskiej mitologii. Mam nadzieję, że seria będzie zdobywała nowych sympatyków.
A jak wygląda Pana współpraca z Krzysztofem Wyrzykowskim, z którym współpracowaliście już przy tylu wspólnych projektach? Razem ustalacie jak będzie wyglądał dany komiks czy podsyła Pan gotowy scenariusz, który Krzysztof Wyrzykowski tworzy graficznie?
Jeśli chodzi o komiksy IPN-owskie, wysyłam gotowy scenariusz. Krzysztof rysuje na jego podstawie – ja w to nie wnikam, jak to zrobi. Ma dużo swobody. Może dzielić lub łączyć kadry. To wielki artysta, o niesamowitej wręcz wyobraźni, kompletnie mu ufam, jeśli chodzi styl, rysunki i projekty plansz. Zresztą uważam (inaczej niż np. frankofońscy scenarzyści), że komiksowy scenariusz powinien pozostawiać dużo swobody rysownikowi; scenarzysta nie ma legitymacji do interwencji w czasie rysowania. Scenariusz powinien być napisany tak, żeby każdy jego czytelnik (rysownik też jest pierwszym czytelnikiem) zobaczył oczyma swojej wyobraźni gotowy komiks. Nie można czytelnikowi, ani tym bardziej rysownikowi, tej wyobraźni ograniczyć szczegółowymi wskazówkami. Trzeba zostawić mu pole do uruchomienia plastycznej imaginacji.
Jeśli scenarzysta interweniuje w plansze w trakcie rysowania lub po narysowaniu, jeśli każe np. czy dorysowywać kadry - to znaczy ze scenariusz był źle napisany.
Na koniec standardowo – kilka słów od Pana dla czytelników komiksów w Polsce.
Chciałbym pozdrowić wszystkich czytelników. I poradzić żeby tytuły zbyt nachalnie promowane przez krytyków komiksowych omijali szerokim łukiem.
Kadr z komiksu „Lux In tenebris. Wilcza gontyna.“ Rys. Hubert Czajkowski |
Od Autora: Dziękuję Sławomirowi Zajączkowskiemu, Tomaszowi Bereźnickiemu, Hubertowi Czajkowskiemu i Krzysztofowi Wyrzykowskiemu za udostępnienie przykładowych kadrów z powstających komiksów.
Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego, scenarzysta komiksowy wcześniej także publicysta, jego artykuły o komiksach ukazywały się m.in. w Magazynie Komiksów "AQQ". Tworzy głównie scenariusze o tematyce wojennej, historycznej i przygodowej.
Współpracował z kilkoma rysownikami wydając albumy m.in. z Andrzejem Fonfarą (Pamiętamy: Biała Podlaska 1939-1945) i Arturem Suchanem (Jedną nogą w grobie scenariusz wspólnie z Krzysztofem Burdonem).
Kolejne albumy komiksowe poświęcone najnowszej historii Polski - Łupaszka.1939, Korfanty, Wyzwolenie?1945, oraz zeszyty serii komiksowych Wilcze tropy i W imieniu Polski walczącej zrealizował wspólnie z Krzysztofem Wyrzykowskim.
Jego komiksy wojenne i historyczne realizowane z Krzysztofem Wyrzykowskim ukazywały się także w prasie – w dodatkach historycznych do dziennika "Rzeczpospolita" (komiks w odcinkach Żelazny drukowany w 2011 r.) oraz w miesięczniku "Uważam Rze Historia". Aktualnie jednoplanszowe komiksy powstałe we współpracy z Krzysztofem Wyrzykowskim publikuje miesięcznik "Historia do rzeczy".
Zaczerpnięte z portalu gildia.pl
Przepytany Pan to jest chyba jakiś celebryta komiksowy? Wie wszystko i o wszystkich z taką chłopską głupkowatością ala mądrością. Ma kapitał na każdą wiedzę, przecież nie zna reali wydawniczych. Wydawanie kilku komiksów w roku za państwową kasę nie świadczy o wielkości człowieka! Ten Pan manipuluje faktami, rzuca spiskami. Rzuca oskarżenia, "zbyt nachalnie promowane przez krytyków komiksowych omijali szerokim łukiem." a potem nie podaje o kogo chodzi i ucieka, jak skrytobójca. Pewnie o to! http://www.komiksyroku.pl/ Bravo! Wspaniały wywiad. Muł i dno! Podpisany: WYDAWCA POLSKI.
OdpowiedzUsuńTen Pan przynajmniej wygłosił swoje tezy nie kryjąc się za "anonimem". Tobie tej odwagi zabrakło.
UsuńPoza tym proszę, aby nie obrażać nikogo w komentarzach. Każdy taki wpis będzie usuwany. Tak, możecie traktować to jak cenzure, ale chce żeby panował porządek.
To nie wywiad, a raczej laurka dla autora. Pytania sugerujące odpowiedź, słabe.
UsuńSam autor zaznaczył w odpowiedzi na jedno z ważnych pytań:
OdpowiedzUsuń"Mogę się tylko opierać na sporadycznych rozmowach, jakie dotąd przeprowadziłem, oraz na ocenie decyzji wydawniczych polskich wydawców. Moje przemyślenia mogą być w tych warunkach obarczone błędem."
Wdług mnie Zajączkowski ma sporo racji w tym co pisze, a opinia pana "WYDAWCA POLSKI" tylko mnie w tym utwierdza, ponieważ nie podaje on żadnych argumentów a jedynie obraża rozmówcę.
Broń nas, Panie, przed takimi WYDAWCAMI POLSKIMI, kórzy nie potrafią prostego zdania po polsku sklecić. Tfu.
UsuńKapralu, czy możesz odnieść się do tych słów z wywiadu: "Albo przykład Pierwszej Brygady Janusza Wyrzykowskiego, Krzysztofa Janicza i Tobiasza Piątkowskiego – cykl nie jest kontynuowany mimo dobrego przyjęcia przez krytykę i czytelników. Dlaczego wydawca - Kultura Gniewu, nie znalazł pieniędzy na kontynuację tej serii?"
UsuńNikodem, a co byś napisal jakby cię zgnoił w wywiadzie?
UsuńNie raz czytałem na swój temat niezbyt wyszukane wypowiedzi, ale nie pamiętam, żebym się zniżał do podobnego poziomu i dał się wciągnąć tego typu dyskusje.
UsuńAle wracając do tematu. Przeczytałem ten wywyiad już ze dwa razy i nie odnisłem wrażenia, żeby Sławek kogokolwiek zgnoił, to raczej anonimowy POLSKI WYDAWCA próbuje obrazić Zajączkowskiego.
Podoba mi się natomiast to co napisał Sławek, bo dosyć trafnie opisuje sytuację ze swojego punktu widzenia.
Na obronę polskich wydawców mogę dodać tyle, że nie są oni winni sytuacji komiksu jaką mamy w polsce. Żaden wydawca nie jest instystucją charytatywną i nie będzie pompował pieniędzy w nierentowne tytuły. Chyba, że uda mu się takowe pieniądze wyłudzić z budżetu państwa, ale to już temat na inną dyskusję.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej pożytek z tej dyskusji pod wywiadem jest taki, że dostajemy kolejne potwierdzenie, dlaczego komiks polski ma się tak źle. Mając takich WYDAWCÓW POLSKICH nie ma co sie dziwić.
OdpowiedzUsuńSzymonJ
No tak, bo oczywiście mamy 100% pewności, że to jest jeden z polskich wydawców...
UsuńO tym samym pomyślałem. Po poziomie wypowiedzi, aż nie chce mi się wierzyć, że jest to któryś z wydawców. Przynajmniej taką mam nadzieję.
UsuńTo prawda, że żaden wydawca nie jest instytucją charytatywną.
OdpowiedzUsuńDziwne, ale krajowi twórcy w większości jednak pracują w czynie społecznym na wydawców, więc skoro nie są to instytucje charytatywne, to ktoś tu jest wykorzystywany.
Niby to miał być żart, ale jakoś mi nie do śmiechu.
https://imageshack.com/i/0w8zvtj
OdpowiedzUsuń