poniedziałek, 1 lutego 2021

Johny Ryan - Prison Pit #2 #3 #4

Ciężko się recenzuje kolejne odsłony serii „Prison Pit”. Ciężko z tego względu, że ktoś, kto zapoznał się z pierwszą odsłoną, wie, z czym ma tu do czynienia, a że przy okazji recenzowania debiutanckiej odsłony sporo zostało napisane, to tym trudniej jest uniknąć powtórzeń. Nic to jednak. Spróbujmy i podsumujmy trzy kolejne części tj. część drugą, trzecią i czwartą. Któregoś pięknego dnia napisałem na „fejsbukowym” profilu, że trzeba być nieźle zrytym psycholem, żeby rzeczy takie jak „Prison Pit” czytać i zdecydowanie zdanie swoje podtrzymuje. Dodam więcej, takim psycholem jestem, bo czytam kolejne części z wypiekami na twarzy i jaram się stworzonym przez Johnny'ego Ryana komiksem, jak dziecko. Jednocześnie też zdaję sobie sprawę, jak specyficzny jest to tytuł, jak ryje banie i, jak chore pomysły autor wykorzystuje. Dobra, kilka szczegółów.

A więc tak. W pierwszym tomie poznaliśmy pewnego ziomka – Kanibala Zjeboryja, który trafia na tajemniczą planetę, gdzie musi walczyć z najbardziej chorymi potworami, jakie możecie sobie wyobrazić. Pokona jednego, musi zaraz walczyć z kolejnym. I tak ciągle i tak stale przez…cztery tomy. Tak, na tym tak naprawdę polega ten komiks i w tym jednym zdaniu zamyka się cała fabuła tej historii. Zjeboryj pokona jednego, zaraz prowadzi nową walkę, ot taka rozwałka w komiksowym wydaniu. Nawet jeśli ktoś, gdzieś dopatrzy się w fabule czegoś więcej, to myślę, że będzie w mniejszości, bo cała atrakcja to właśnie to mięso, niczym nieskrępowana walka Kanibala i coraz bardziej poryte akcje, które prezentuje Ryan.

Całość może wydawać się minimalistyczna, gdyż twórca wykorzystuje tego typu stylistkę do obrazowania swoich wizji. Mamy tu więc jedynie czerń i biel, mamy proste, uporządkowane i tradycyjne kadry i zdecydowanie mniej niż przeważnie w komiksach tekstu. Większość tego, co się dzieje, dzieje się na rysunkach więc tłumacz miał tu dość prostą pracę heh. Sięgając po ten komiks, przygotujcie się na to, na co przygotować się nie można. Ot taki paradoks, ale nie może być inaczej, jeśli potwory tworzą broń ze sraki, jeśli z penisów wystrzeliwują mordercze „plemniki”, jeśli język używany przez wszystkich jest nie tyle prosty ile prostacki z tymi wszystkimi „gównami”, „kurwowaniem”, „chujami” itp. Nie, zdecydowanie nie jest to komiks dla wszystkich. Baa jest to komiks dla dość wąskiej grupy odbiorców, którzy na co dzień zaczytują się pracami takiego na ten przykład Łukasza Kowalczuka, dzięki któremu „Prison Pit” trafił do Polski. I albo tą prostą rozrywkę kupujecie w całości, albo w całości odrzucacie. Szybka piłka.

To, co ja cenię w tej historii to pomysłowi, szlamowi bohaterowie, którzy zawsze są w cenie, odwagę i bezkompromisowość autora i ogromną ilość sieczki, którą nam daje w tych trzech tomach. Jest naprawdę grubo i nie skupiajcie się na szukaniu smaczków (aczkolwiek inspiracje fajnie wyszukiwać) tylko otwórzcie swoje umysły i czerpcie garściami z tego, co daje wam Ryan. Olejcie konwenanse i „bon ton”, aby jak najwięcej wyciągnąć z tej historii. Co dostaniecie w zamian? Szlam w najczystszej postaci, akcję, „brutality” i widowiskowe pojedynki, humor, dynamiczny sposób prowadzenia narracji i w ch&$# dużo ciekawy potworów do ubicia.

Bierzcie i korzystajcie z tego wszyscy bowiem trzy recenzowane tomy „Prison Pita” to doprawdy chore gówno w najlepszym wydaniu. Jeszcze więcej brutalności i akcji, jeszcze więcej pojedynków, jeszcze więcej chorych akcji i jeszcze więcej zabawy niż w pierwszej odsłonie.

Prison Pit

Scenarzysta: Johnny Ryan
Ilustrator: Johnny Ryan
Tłumacz: Łukasz Kowalczuk
Wydawnictwo: Łukasz Kowalczuk Przedstawia / Słowobraz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz