W komiksie „Śledzia” mamy do czynienia z grupką blokersów, którzy jarają ziele i snują się po ulicach, czasami tylko pracując. U Gierczaka ekipa zamieszkuje Radom, pije wódę lub wina i co krok wdaje się w awantury, używając przy tym mocno niewyparzonego języka. Wszystko jest tu brudniejsze, brutalniejsze i bardziej wulgarne niż w historii Michała Śledzińskiego, aczkolwiek w pewnym stopniu opiera się na podobnej koncepcji. I absolutnie nie zarzucam w tym momencie żadnemu z komiksiarzy wzorowania się na tym drugim. Z drugiej strony, na album ten można spojrzeć właśnie jak na podziemne pisemko wydawane przez punkowe środowisko. Mnóstwo w nim takiego ciężkiego klimatu, anarchii i oparów alkoholowych. „Jeźdźcy Walhalli” to zresztą nie tylko same historie komiksowe, ale też zdjęcia (niekiedy kolaże), tekstowa historia (235 epizod „Opowieści dzielnicowych”), kilka fanartów i innych gościnnych występów, wśród których spotkamy Nikodema Cabałę czy Macieja Pałkę. Ten drugi, podobnie jak „Gierek” operuje dość surową kreską, więc do albumu z pewnością pasował. A jak się w nim znalazł i jak zaczęła się ich wspólna znajomość? Niech odpowie sam Pałka:
„Gdy prawie trzy lata temu Paweł wrócił z emigracji zarobkowej, pierwszym co zrobiłem, gdy się o tym dowiedziałem, było zaproszenie go do Lublina w celu gościnnego poprowadzenia warsztatów komiksowych. Paweł wybył z Polski jakoś w 2008, niedługo po wydaniu świetnych Gangów Radomia i pierwszych Outsajdersów. Niestety, na obczyźnie... zaginął w akcji i obawiałem się, że ten wspaniały talent się zmarnuje. Co prawda co jakiś czas dochodziły do mnie rwane relacje z pola walki z materią: fenomenalne plansze komiksów o Tajfunie, luźne epizody londyńskich przygód Gierka itp. ale ogólny wydźwięk był raczej beznadziejny: kolejne oryginały bezpowrotnie przepadały w dziwnych okolicznościach, rozpoczęte komiksy więdły w okolicznościach niesprzyjających pracy twórczej. Przypominam, że w tym samym czasie Agata Wawryniuk zdążyła przekuć swoje emigracyjne doświadczenia na hitową powieść graficzną. Gierek leciał do Londynu z gotowym prologiem - byłby pierwszy - nie wyszło. Żałuję też, że kontakt urwał nam się akurat w momencie, gdy mieliśmy ugadany epizod w jego wykonaniu do „Scen z życia murarza". Totalnie z mojej winy, bo gdy Gierek miał czas i już chciał działać, to ja go uspokajałem, wiedząc, że mamy jeszcze masę czasu. Tymczasem czas przyśpieszył i kolejne lata niezauważalnie minęły. Tym większa była moja radość, gdy dowiedziałem się, że Paweł wraca do Polski. Podczas lubelskich warsztatów zrobiliśmy sobie w większym gronie sesje wspólnego rysowania. Większość efektów tego spotkania mam gdzieś zachomikowane w archiwum. Niedawno Paweł potrzebował skanów swoich porozrzucanych po świecie obrazków. Kilka z jego świetnych plansz mam w swojej kolekcji. Przy okazji skanowania zajrzałem do teczki z efektami warsztatów. Znalazłem tam między innymi mój rzeczony komiks, który Paweł przygarnął do nowych Ołtsajdersów. Użył go w charakterze pointy jednej z historyjek. Bardzo mnie to rozbawiło”.
I tak oto „Ołtsajdersi” zostali uznani przez Pałkę najważniejszym polskim komiksem XXI wieku, o czym przekonacie się z lektury jego „szorta”.
Wracając jednak do samego komiksu, to jak wspomina sam autor, w dużej mierze skupia się na motoryzacji, ale i na autentycznych wydarzeniach, których był świadkiem. Ponadto nawet mniej uważny czytelnik odnajdzie mnóstwo odniesień do PRL-owskich komiksów i innych owoców (pop)kultury. Razem dało to dość wybuchową mieszankę, ale też mocno specyficzny, żeby nie powiedzieć przeznaczony dla hermetycznego grona, produkt. Potencjalny odbiorca znajdzie w tym komiksie naprawdę masę pościgów i bijatyk okraszonych mnóstwem rzucanych na lewo i prawo kur@#*. Niekiedy jest przy tym strasznie, niekiedy zabawnie i trochę szkoda, że komiksy (w „tytusowym” formacie co warto zaznaczyć) nie zajmują w tym albumie trochę więcej miejsca, choćby kosztem dodatków. Czemu jest ich tak dużo? Niech się wytłumaczy (heh) „Gierek”:
„Format „tytusowy” zawsze lubiłem. Raz, że pozytywnie mi się kojarzy („Tytus” to mój pierwszy w życiu komiks, na nim uczyłem się czytać), a dwa, że wydaje mi się bardzo wygodny, tak do rysowania, jak i do czytania. Nie to, że mam coś przeciw klasycznym formatom np. A4. Zdjęcia czy „Opowieści” miały w moim zamierzeniu nieco ubogacić komiks, nie wnosząc może niczego istotnego. Ot taki zabawny przerywnik.”
Pewnie część z grona czytelników komiks ten odrzuci swoją wulgarnością i ukazaniem mało wyrafinowanych rozrywek jak obijanie twarzy mieszkańcom sąsiednich wiosek i miasteczek, ale tak z ręką na sercu kto z nas nie miał w swoim życiorysie podobnych osiedlowych akcji? Może się to komuś podobać, innych może irytować, ale chyba docenić należy, że „Gierek” miał ochotę i odwagę podzielić się swoim barwnym życiem (heh), nawet jeśli skupia się ono (przynajmniej w komiksowej formie) na zaledwie dwóch czy trzech rozrywkach. Zresztą pod tym płaszczykiem prostej rozrywki kryje się też coś więcej.
To, co jest chyba najmocniejszą stroną tego komiksu to masa nawiązań do dawnych, kultowych historii, znanych każdemu w Polsce. Rysunki z Tytusem czy Tajfunem oraz śmigłowiec z komiksu „Pilot Śmigłowca” to tylko część z nich. Unoszący się klimat z „Mad Maxa” w postaci przerobionych fur to rzecz kolejna. Każdy z tych elementów bawi równie mocno, będąc jego mocnym punktem. Ogromny plus za wykorzystanie takiego patentu. Skąd jednak u autora taka zajawka tymi elementami?
„Moje pokolenie jest wychowane na „Mad Maxie”. Nie wyobrażam sobie, żebym nie był tym tematem zafascynowany. Pamiętam inne filmy o podobnej tematyce, np. „Konwój” czy „Mistrz kierownicy ucieka” i uwielbiam je do dziś. W komiksie również zawsze szukałem fajnych bryczek lub pościgów samochodowych. „3 kontra Mamuty”, „Błyskawica na start” teamu Duchateau/Denayer, pościgi w komiksach sensacyjnych rysowane przez Jerzego Wróblewskiego to zawsze był mój fetysz. Każdy ma swoje zboczenie, moim są pościgi i kraksy samochodowe, heh...”
„Gierek” stworzył więc naprawdę całkiem niezłe (pamiętajcie, że również specyficzne) historie (tych jest tu pięć), ale też na gruncie rysunkowym pokazał się z dobrej strony. Czy są to czarno białe strony, czy kolorowe (tak, takie również tu są) nie ma dla niego znaczenia. W obydwu koncepcjach czuje się nieźle, a czytelnik ma nieczęstą okazję spojrzeć na jego prace w pełnej palecie barw. Z kadrów da się też wyczuć, że tematyka samochodów, pościgów i osiedlowych melanży jest mu bliska, bo przedstawił je swoją charakterystyczną nieco surową, ale w tym wypadku doprecyzowaną kreską. Gierczak zadbał zresztą nie tylko o kolejne rozbijane fury czy gęby, ale też o tła, więc oczy cieszy mnóstwo różnego rodzaju reklam czy napisów na murach świetnie oddających ówczesny klimat i budujący nastrój tego komiksu. Całość wygląda naprawdę przyzwoicie, a ilość szczegółów na teoretycznie drugim tle zadowoli chyba każdego.
„Ołtsajders” na pewno jednak nie jest komiksem dla wszystkich. Część czytelników może odepchnąć wspomniana już wcześniej wulgarność i przemoc czy niezbyt wyrafinowane dialogi (choć wariacja na ten temat, którą ukazał w jednym z epizodów, jest doprawdy zajebista!), ale to nie dla nich album ten jest pewnie kierowany. To komiks dla osób, które nie szukają jakiegoś niezwykle pokręconego scenariusza czy elokwentnych rozmów. To komiks dla lubiących akcję, pościgi i zdarzenia z życia wzięte, nawet jeśli nie przypominają tego, co dziś małolaci prezentują na swoich wymuskanych fejsbukowych ścianach. Surowy, osiedlowy klimat, w którym nikt nie dbał o język, a każdy chciał się napić piwa czy wina. Tego z kolei znajdziecie tu mnóstwo. Nie każdemu to musi odpowiadać, ale ci, którzy są gotowi na taką przygodę, powinni być zadowoleni. Dość przyjemnie jest bowiem spojrzeć na ówczesny świat okiem Pawła Gierczaka. Decyzję czy po to sięgniecie pozostawiam każdemu z Was z osobna.
Powoli kończąc, jeśli po lekturze „Jeźdźców Walhalli” będziecie się zastanawiać – tak jak ja – czy wydarzenia w nim przedstawione naprawdę są autentyczne (Piła tarczowa i tasak? A gdzie stare, dobre sztachety?) ostatni raz oddaję głos Pawłowi Gierczakowi:
„Wiem, że nieraz ciężko uwierzyć w moje opowieści, ale to wszystko prawda. Kaszub naprawdę wysadził swoje mieszkanie w powietrze (opowiastka z zeszytu „Chrzest ognia”), Karakan naprawdę latał z tasakiem, jak ktoś go zirytował (kiedyś mnie osobiście ścignął, pokonałem odległość z szóstego piętra do parteru chyba w 15 sekund, rzadko kiedy dotykając butami schodów, hehe), Pepe naprawdę zabrał raz na zadymę piłę tarczową (choć była zupełnie nieporęczna i nieefektywna), Jankes naprawdę używał łańcucha od piły motorowej jako kastetu. Szczęściem, sprzęt ów służył najczęściej tylko jako odstraszacz, czy też pokaz siły, rzadko był używany. Na zasadzie: lepiej mieć i nie potrzebować, hehe... Właściwie to tak naprawdę tylko raz doszło do bardzo niebezpiecznego użycia siekiery, znajomi się poprztykali (nie mogę napisać, kto z kim, po prostu klimaty dzielnicowe, poszło o "diengi") i jeden drugiego rzucił siekierą w plecy. Cudem trafił tępą końcówką, ale i tak wyrwało go z butów. Gdyby trafił ostrzem, byłoby bardzo nieciekawie. Słowem, akcja wybitnie debilna. Zresztą ja od lat unikam tego typu sytuacji, tym bardziej, teraz kiedy stuknęła mi „czterdziecha”. Gdy widzę bejzbola, siekierę, tasak czy maczetę, od razu robię zawijkę do domu. No, ale dawno nic takiego nie miało miejsca, to już nie te czasy. Wszak moje opowiastki komiksowe traktują o wydarzeniach sprzed 20 lat albo jeszcze dawniejszych.”
No i jak tu nie sięgnąć po komiks „Gierka” po takim wyjaśnieniu?
Na koniec niespodzianka nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla „Gierka” od cytowanego już wcześniej Macieja Pałki:
„Ostatnio myślałem o współpracy z Pawłem, ale nawet mu o tym jeszcze nie wspominałem. Marzy mi się narysowanie komiksu na podstawie jego „Bajki o rozbójnikach". Paweł dowie się o tym, pomyśle czytając tę recenzję. Niespodzianka.”
Z tego miejsca ogromne podziękowania dla Pawła Gierczaka i Macieja Pałki za poświęcony czas i udzielenie wypowiedzi. To głównie Wy zrobiliście ten tekst! Dzięki serdeczne.
Ołtsajders - Jeźdźcy Walhalli
Scenariusz: Paweł Gierczak
Rysunek: Nikodem Cabała, Paweł Gierczak, Misior Cudak, Maciej Pałka, Michał Rzecznik, Jarosław Zieliński
Wydawnictwo: Kameleon
Wydanie I: 5/2017
Liczba stron: 104
Format: 240x160 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
Cena z okładki: 29,90 zł
Do komiksów się jeszcze nie przekonałem. Mam jednak nadzieję, że mój czas nadejdzie, bo sporo z nich wydaje się być dziełem na porządnym poziomie intelektualnym i literackim.
OdpowiedzUsuń