piątek, 9 czerwca 2017

(Recenzja + wypowiedzi) Piotr "Jaszczur" Nowacki - "Głupatko, no co Ty?"

Piotr Nowacki to trochę taki swoisty Dr. Jekyll i Mr. Hyde komiksowej sceny. W jednej minucie potrafi pracować i wydawać komiksy przeznaczone dla najmłodszych po to, by za chwilę tworzyć rzecz przeznaczoną stricte dla dorosłych. Oczywiście na rynku są podobni twórcy, ale można ich zliczyć na palcach jednej, na może dwóch, rąk.






I jeśli Nowacki tak dobrze czuje się w tym, co robi, to nie może dziwić, że każdy jego kolejny komiks jest równie dobry co poprzedni i, że czyta się go z taką samą przyjemnością. Jego najnowsze dziecko jest tego doskonałym przykładem. „Głupatko, no co Ty?” to właśnie taka historia dla dorosłego czytelnika w pozornie bardzo dziecięcej oprawie. I niech poświadczy o tym logo na tylnej części okładki składające się z...penisa ze smoczkiem. Doprawdy specyficzny pomysł. O tę swoistą dwustronną naturę i aspekty pracy nad tak różnorodnymi komiksami zapytałem Piotra Nowackiego. Konkretnie zaciekawiło mnie, czym różni się praca nad komiksami dla młodszych czytelników a tymi dla starszego grona odbiorców. Oto co odpowiedział:

„Kiedy sam wymyślam scenariusz, to oczywiście się różni, bo jednak trochę muszę się pilnować, żeby historyjka była w pewnych ramach i żeby nie pojechać jakimś hardkorem. Staram się jednak, żeby te ramy były jak najbardziej pojemne i nie świrować za bardzo z jakąś poprawnością pt. o matko dzieci się będą tego bały i wybuchną im głowy. À propos poprawności, to czytałem sobie ostatnio któryś raz „Gucia i Cezara” i tam w jednej historyjce Cezar mówi do Gucia „Przestań marudzić, grubasie!". I myślę sobie, OK to jest klasyk, który wszyscy lubią i szanują. Czy gdybym dziś zasunął takim tekstem w komiksie dla dzieci, to czy przeszłoby to redakcję w wydawnictwach dziecięcych? Obawiam się, że mógłby być z tym problem. No ale to taka dygresja na boku. Jestem fanem pojechanych, lekko kwasowych historyjek. Uwielbiam kreskówki z Cartoon Network typu Gumball, Uncle Grandpa czy Adventure Time i staram się delikatnie przeszczepiać ten typ poczucia humoru do moich komiksów. Bardziej skupiam się na tym, żeby historyjka była zrozumiała dla dzieciaków, tym bardziej że dotychczas moje solowe projekty to komiksy nieme”

Jak więc widać, pewne różnice, ale i problemy są. Wracając jednak do komiksu. „Głupatko” opowiada o przygodach czwórki bardzo specyficznych gości (w tym jeden czajnik), których losy całkiem przypadkowo pewnego dnia się ze sobą łączą. Niejaki Obleszek spotyka na swojej drodze właśnie Głupatkę, który zadaje mu fundamentalne pytanie...co ten robi zimną porą w samych skarach? Okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta, jak na początku mogłoby się wydawać. Obleszek nie wraca z jakiegoś wieczornego melanżu... Obleszek gotował zupę, gdy nagle Szust! Garnek się przewraca, a butów nie ma. Dwójka naszych zakręconych towarzyszy postanawia wyjaśnić sytuację zaginionego obuwia, a jeśli ktoś wcześniej spotkał się już z pracami Piotrka, ten wie, że jego wyobraźnia podąża za zasadą „sky is the limit”, więc nawet jeślibyście nie wiem jak, kombinowali to i tak nie odgadniecie, co się wydarzy dalej i jaki będzie finał całej historii. Ok, zdradzę wam jedno. Finał jest niesamowity i buduję nie tylko całą tę opowieść, ale i jej najwyższą z możliwych ocen. Korci mnie, żeby napisać więcej, ale postąpię zgodnie z sugestią autora, który wspomniał, że:

„Hej! Nie zdradzajmy, jakie jest zakończenie, bo to jest siła tego komiksu moim zdaniem. Nawet sugestia, że jest WYCIĘTY SPOJLER zepsuje zabawę z lektury.”

Jaszczur chłopie masz rację, więc o zakończeniu ciiii.



Jak już wspomniałem i ja (i co ważniejsze autor komiksu), największa frajda z lektury znajduje się na samym końcu zeszytu. Nie oznacza to jednak, że początek jest miałki, przegadany czy nudny jak flaki z olejem. Co to, to nie. Od samego początku aż do samego końca historia mknie do przodu w niewiarygodnym tempie, a sam klimat jest tak budowany, że podświadomie czujemy, że zaraz wydarzy się coś wielkiego. Należy od razu zwrócić tu uwagę na genialne wręcz dialogi. Choć rzadko o tym wspominam w swoich recenzjach, tak tym razem grzechem byłoby opuszczenie tego tematu. Nowacki wykonał tutaj kawał wybornej roboty, udowadniając, że nie tylko rysownikiem jest wybornym, ale też fach scenarzysty nie jest mu obcy. Napisane z ogromnym luzem, ale jednocześnie nie przegięte, rozmowy naszych bohaterów nieustannie śmieszą, będąc prawdziwą wisienką na tym komiksowym torcie. Rzadko kiedy element ten wywołuje, aż tak pozytywne emocje, jak w tym wypadku. Inna sprawa to ciekawie zaprojektowane postacie, które stworzone zostały z dużą dawką pomysłowości i każda z nich jest od siebie różna. I znów oddaję głos autorowi, który odpowie skąd czerpie inspirację na tak różnorodną paletę osobowości w jego komiksach:

„Myślę, że każdy twórca ma podobną odpowiedź na tego typu pytanie. Te wszystkie postaci zamieszkują moją głowę, kitrają się w mniej lub bardziej ukrytych obszarach mojej jaźni. I wyskakują nagle ni z tego, ni z owego i nie dają spokoju do tego stopnia, że muszę je narysować. Czasem ich żywot kończy się na pojedynczym szkicu. Szczęściarze dostają swoją rolę w jednym z komiksów.”

Pod względem scenariuszowym naprawdę ciężko temu albumowi cokolwiek zarzucić. Ogromna dawka humoru, dużo przygody, mknąca do przodu akcja i „cartoon networkowy” klimat, powodują, że będzie to dla was jazda bez trzymanki.



Czytelnicy, którzy sięgają dość często do prac Nowackiego, zapewne zauważyli pewną charakterystyczną dla niego cechę, a mianowicie rozrzutne podejście do kadrów, przejawiające się tym, że często na jednej stronie znajduje się zaledwie jeden rysunek. Tak jest też w wypadku, „Głupatki”, gdzie właśnie takie jest rozmieszczenie kadrów. To sprawia, że cała opowieść jest bardzo przejrzysta, ale też niezwykle dynamiczna. Czytelnik może skupić się na poszczególnym rysunku (i jego detalach) i mknąć dalej przez kolejne strony. Jak się okazuje tego typu układ komiksu (w formacie pomniejszonym tytusowym) nie był dziełem przypadku:

„Lubię mieć oddech na planszy. Takie, na których muszę zmieścić dużo kadrów, trochę mnie męczą. Dlatego, kiedy tylko mogę, chętnie wchodzę w projekty, gdzie nie trzeba dziubać tych „kadrzyków” w klasycznym układzie, tylko sobie sieknąć jeden czy dwa. Co nie znaczy, że od czasu do czasu nie robię i takich komiksów. „Głupatko...” jest wynikiem mojego pobocznego projektu improwizowanego komiksu, który rysowałem w systemie jeden dzień jeden kadr, bez jakiegoś większego planu co stanie się dalej. Rysowałem sobie te kadry przez styczeń i luty i tak powstała ta historyjka.”

Komiksy Piotra Nowackiego nie byłyby tym, czym tak naprawdę są, gdyby nie jego charakterystyczna „kartoonowa” kreska. Tę uświadczycie i w tym albumie. Niby minimalistyczna, niby pozbawiona szczegółów, a miejscami wręcz bardzo prosta, ma w sobie jednak ogromną moc przyciągania. Te różnego rodzaju detale (jak choćby ramka wokół kadrów), ten sposób kadrowania czy różnorodność zaprezentowanych postaci. To wszystko sprawia, że styl Nowackiego jest niepodrabialny, a to, że pracuje on w „starym” ręcznym stylu, sprawia, że z miejsca chce się więcej.



„Głupatko, no co Ty?” jest więc naprawdę doskonałym komiksem dla absolutnie każdego. Zawarty w nim humor sprawi, że uśmiejecie się do rozpuku, a zaskakujące zakończenie spowoduje, że komiksu nie zapomnicie jeszcze długo po lekturze. Aż, szkoda, że nakład wyniósł tylko sto sztuk, bo tylko tyle osób będzie mogło się z nim zapoznać. Ja, ciesząc się swoim drugim numerem – cały nakład jest numerowany i z odręcznym rysunkiem autora! - gorąco namawiam was do zakupu tego albumu, jeśli jeszcze gdzieś będzie on dostępny. To mała tegoroczna perełka, która sprawi Wam mnóstwo frajdy.

ps. podziękowania dla Piotra Nowackiego za poświęcony czas i odpowiedzi na pytania.

Głupatko, no co Ty?

Scenariusz: Piotr Nowacki
Rysunek: Piotr Nowacki
Wydawnictwo: Pokembry
Wydanie I: 5/2017
Liczba stron: 76
Format: 205x145 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
Cena z okładki: 20 zł


1 komentarz: