piątek, 12 stycznia 2018

(Recenzja) Mateusz Wiśniewski, Łukasz Mazur - Miazma

Wielkimi krokami zbliża się tegoroczna edycja „Złotych Kurczaków”. Po lekturze „Miazmy” jestem coś dziwnie spokojny, że Łukasz Mazur znów coś zgarnie. Zobaczymy, jak będzie i jeśli się nie pomylę, to ogromną szansę na statuetkę ma też autor scenariusza Mateusz Wiśniewski. Jak będzie przekonamy się już na początku marca, a ja po raz pierwszy będę miał okazję zobaczyć to na żywca więc do zobaczenia nad morzem.







Wracając jednak do tego, co najważniejsze obecnie to po raz kolejny mam pewien problem z recenzją komiksu, z uwagi na fakt, że bardzo łatwo jest zepsuć potencjalnemu czytelnikowi radość z lektury. Pisząc cokolwiek o fabule, wkracza się na bardzo grząski grunt. O spojler jest tu bowiem wyjątkowo łatwo. Uważajcie, więc jeśli będziecie czytać recenzje tego tytułu na różnego rodzaju portalach. Być może przesadzam, ale przynajmniej ja będę miał czyste sumienie, że was ostrzegłem. Poniżej, w tekście, nie znajdziecie więc za wiele odniesień do scenariusza i tego, co dzieje się w całej historii. Zadanie dość trudne, ale działamy.

„Miazma” jest komiksem bardzo krótkim to pewniak. Czyta się go ekspresowo, co sprawia, że pojawia się pewne zagrożenie, iż scenarzyście nie uda się do niego nie tylko przyciągnąć czy nim zainteresować, ale i potencjalnego czytelnika zaskoczyć. Czy bowiem na przestrzeni pięciu kadrów można stworzyć atmosferę, która sprawi, że po plecach przejdą ciary i, że wykreowany świat wciągnie nas dogłębnie? Wydaje się to być misja niemożliwa do wykonania. Jak jednak przekonuje przykład historii stworzonej przez Wiśniewskiego, jest to możliwe. Już pierwsza strona „Miazmy” przyprawia o swego rodzaju dreszcze, gdyż nastrój jest niezwykle niepokojący i intrygujący. Ktoś się biczuje, narrator mówi nam o tajemniczym zniknięciu dzieci, które spowodowało postradanie zmysłów przez ich matki. Od samego początku jest grubo i do samego końca ten klimat nas nie opuszcza. To ogromne zaskoczenie tego komiksu i bardzo pozytywna kwestia, jeśli chodzi o autora scenariusza, który nie jest komiksiarzem przesadnie doświadczonym w swoim fachu. Wiśniewski nie jest też oczywiście debiutantem na krajowej scenie, ale mimo wszystko tak zręcznie napisany i dojrzały scenariusz jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Wracając do samego komiksu, niepokój zbudowany już na samym jego początku z każdym kolejnym kadrem wzrasta. Długi czas możemy być w niej nieco zagubieni, i to pomimo płynnej narracji, przez co sam finał jest naprawdę dużym zaskoczeniem.

Wiśniewski co ciekawe nie używa tu jakiś przesadnie rozbudowanych narzędzi. Całość jest bardzo minimalistyczna i oszczędna w szczegóły. Dzięki temu czytelnik zostaje pozostawiony sam sobie, swojej interpretacji i swojej wyobraźni, co mówiąc wprost, buduje cały nastrój i klimat historii. Tutaj jawa miesza się ze snem, więc w pewnym momencie zatracamy się w tej spektakularnej wizji i tylko koniec historii powoduje, że zostajemy sprowadzeni na ziemie. Brutalnie, gdyż zdecydowanie za wcześnie. Chciałoby się więcej, a jednak całość kończy się zdecydowanie za szybko. Czujemy się jak wybudzeni z koszmaru, z jakiejś nocnej mary. Wiśniewski tak prowadzi narrację, że w trakcie lektury (przynajmniej tej pierwszej) zastanawiamy się też czy jest w tym wszystkim jakieś drugie dno, czy całość mamy traktować bardzo dosłownie. Niektóre sceny szokują, inne zaskakują a wszystko połączone w całość, tym samym sprawia, że jest bardzo dobrze. „Miazma” udowadnia, że nawet dysponując niewielką ilością miejsca i stawiając na minimalizm, można stworzyć komiks zapadający w pamięć. Bo choć objętościowo jest to historia krótka, to jednak zawiera w sobie sceny i rozwiązania wielkie i spektakularne. Szaleństwo, obłęd, brutalność. Dzieje się tu naprawdę dużo i jeśli chodzi o wspomniane wcześniej drugie dno to ukazane swego rodzaju (czy wytłumaczalne?) zezwierzęcenie pewnej części ukazanych postaci to trochę odniesienie (zapewne powstałe tylko w mojej głowie) do wydarzeń historycznych (choćby z czasów II Wojny Światowej), gdzie ludzkość w obliczu tyranii, ale i tragedii pokazała swoje bardzo mroczne oblicze. Scena z komiksu, w której ukazano brutalność skierowaną w stosunku do Żydów, jest niezwykle sugestywna.



„Miazma” to też doskonały przykład komiksu, w którym pracujący nad nim duet autorów doskonale ze sobą współgra i się uzupełnia. Odnoszę wrażenie, że Mazur i Wiśniewski od początku nadawali na tych samych falach, a ich współpraca była czystą przyjemnością dla obydwu. Nieważne kto jest odpowiedzialny za koncepcje i zaproponowane rozwiązania. Ważne jest to, że całość wypada świetnie. Tak podkreślany przeze mnie pesymistyczny czy wręcz fatalistyczny niczym u Nietzschego nastrój całej historii jest doskonale podkreślony pracą wykonaną przez Łukasza Mazura. To chyba najodważniejszy i najcięższy klimatem projekt, przy którym brał on udział. I należy podkreślić, że odnalazł się w nim doskonale. Groteskowe projekty postaci komponują się z szaleństwem fabularnym i powodują, że niepokój w czytelniku dodatkowo jeszcze  wzrasta. To w mojej opinii (z oczywistym zachowaniem wszelkich proporcji) trochę taki komiksowy obraz tego, co proponował na swoich szkicach Francisco Goya. Przy oglądaniu jednych i drugich czułem podobny wewnętrzny niepokój…

Początkowo trochę żałowałem, że komiks jest czarno biały, natomiast wraz z upływem stron coraz mocniej przekonywałem się do tego typu rozwiązania, bo niezwykle trudno byłoby tu chyba dobrać kolory, tak aby zachować ten unikatowy i niepokojący nastrój. Dość specyficznym, ale też broniącym się raczej w ostatecznym rozrachunku rozwiązaniem jest nagła zmiana sposobu kadrowania. Początkowe podłużne kadry, przechodzą nagle w zupełnie inne oparte na kwadratach. Ten drugi sposób jest o tyle intrygujący, że i tekst nie jest umieszczony w środku ramki, a na zewnątrz. To trochę przypomina i stylizuje komiks na dawną księgę czy bardzo starą szkołę komiksową co biorąc pod uwagę fakt, że fabuła opiera się na starodawnej legendzie, jest w pełni zrozumiałe. Mazur wykazuje się więc w tym komiksie sporą odwagą, stawiając na niekonwencjonalne rozwiązania i odwagą tą wygrywa. Wizja duetu Wiśniewski/Mazur wstrząsa, a przedostania plansza komiksu po prostu musi wzbudzić niesamowite emocje. Komiks ma ogromną moc i choć trudno nam pogodzić się z tym, co czytamy (tym bardziej że całość oparta jest na faktach) to wstrząs mamy zagwarantowany. Sposób rysowania (obrzydliwe szczury i inne elementy) jest niezwykle sugestywny i podkręcający naszą wyobraźnię. Ten komiks to dowód na wszechstronność Mazura, który po kilku lżejszych rzeczach, równie dobrze odnalazł się w o wiele trudniejszej konwencji komiksu w pewnym sensie historycznego. Nieprzypadkowo też wspomniałem na wstępie o „Złotych Kurczakach”. Spójrzcie na genialną okładkę tego zeszytu, która jest chyba wyżynami umiejętności Mazura i pewnym kandydatem do kolejnej nagrody.



Powoli kończąc, kurde udało się nie zdradzić za wiele z fabuły, należy też zwrócić uwagę na jedną rzecz, a mianowicie na pietyzm, z jakim autorzy podeszli do sprawy. Co prawda już wiele o tym napisano i powiedziano, ale warto i należy to podkreślać na każdym kroku. To, z jaką powagą autorzy wydali ten komiks jest naprawdę godne podziwu. Jakość wydania i cała oprawa tego zeszytu jest najwyższych lotów. Po pierwsze sama wysyłka komiksu robi wrażenie. Czarna koperta i genialny znaczek już na początku wkręca nas w odpowiedni nastrój. Polska scena komiksowa jest wyjątkowa pod tym względem i tego typu niespodzianek nie brakuje, ale Wiśniewski  - odpowiedzialny za wysyłkę komiksów – ustawił poprzeczkę dla reszty twórców bardzo wysoko. Pakowanie to zresztą niejedyny pozytywny element, że choćby wspomnę o takim detalu jak struktura okładki. Przypominam, że za tym komiksem nie stoi żadne wielkie wydawnictwo, a jednak poziom wydania jest tak wysoki. Autorzy nie zapominają też o pewnych dodatkach, które w żaden sposób nie przytłaczają samego komiksu. Pod tym względem również jest minimalistycznie, ale i z ogromnym pomysłem, bo zaledwie dwie strony wystarczyły, aby czytelnik miał okazję spojrzeć nie tylko na szkice, ale i przyjrzeć się pracy scenarzysty od tzw. kuchni.

Ta bardzo krótka (za krótka) chwila z tym komiksem była przygodą najwyższego sortu. Historia, która toczy się na przestrzeni tych zaledwie kilkunastu stron, przyprawia o ciarki i z pewnością nie jedną osobę zaszokuje. Opowieść z pogranicza chorej wyobraźni i rzeczywistości porusza. Nie czytajcie więc opisów, o czym traktuje komiks, a po prostu po niego sięgnijcie. Czeka was wówczas wyborna, aczkolwiek bardzo krótka i intensywna (choć komiks zostanie w głowie na dłużej) przygoda. Jeśli chcecie i potrzebujecie więcej, to po lekturze „Miazmy”, sięgnijcie po baśnie braci Grimm.

ps. zgodnie z nową świecką tradycją, recenzja powinna okraszona być wypowiedziami twórców, których jednak nie ma. A nie ma z prozaicznego powodu. Pytania zostały wysłane, natomiast wraz z dwójką autorów, uznaliśmy, że lepiej będzie je tym razem opublikować oddzielnie w formie mini wywiadu. Tekst i tak jest dość długi jak na warunki Internetowe więc o tym co mają do powiedzenia Łukasz i Mateusz przeczytacie, ale w oddzielnym wpisie.

Miazma

Scenariusz: Mateusz Wiśniewski
Rysunek: Łukasz Mazur
12/2017
Liczba stron: 20
Format: 210x295 mm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: cz.-b.
Wydanie: I
Cena z okładki: 20 zł

1 komentarz:

  1. Świetny blog. Bardzo podoba mi sie szata graficzna. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń